W poprzednim wpisie o zeznaniach Ryszarda Sobiesiaka pominęłam te wypowiedzi, które tak naprawdę największą miały zasługę w doprowadzeniu posłów śledczych do śmiechu, a niektórych nawet do łez. Choć nie wszystkie były równie śmieszne. Jak tekst o tym, co by zrobił, gdyby był prawdziwym lobbystą…
Jest 1 października 2009. „Rzeczpospolita” publikuje stenogramy…
LOKI BYM NAKRĘCIŁ
Pan Ryszard Sobiesiak: (…) No to każdy mówi: Tego bandytę na pewno zamknęli, nie? A ten bandyta wyjeżdża sobie spokojnie, o godz. 10 chyba dopiero wyjechałem, zadzwoniłem do niego z domu. Nikt za mną nie biegnie, nikt nie leci. No i pojechałem, żeby z tym, no przecież to… Ja nie wiem, nie chcę źle mówić, bo zaraz przeklnę, ale przecież przejść nie mogę. Co oni…? Jakbym wiedział, to bym poszedł do tej, zrobił se falę, nie wiem, loki nakręcił. No oni gdzieś z tysiąc zdjęć chcą ode mnie. No po co im te zdjęcia? No pytałem się jeszcze, czy w toalecie chcą jeszcze jedno zdjęcie. Mogę zrobić se w toalecie zdjęcie. Stoją cały dzień tutaj.
PISZ WSZYSTKO, BAŁWANIE
Pan Ryszard Sobiesiak: Pani poseł, no jak bym był niegrzeczny, to napisałem, że pamiętnika nie prowadziłem. No, nie wiem, naprawdę nie wiem. A Drozda mi mówił: Pisz wszystko, bałwanie, pisz.
O KAMIŃSKIM
Poseł Zbigniew Wassermann: (…) Ja myślę, że pan się i przekona do pana Kamińskiego.
Pan Ryszard Sobiesiak: Jezus Maria, nie…
NIECH ZAŁATWIA…
Pan Ryszard Sobiesiak: Ja mam, ja jeżeli coś mogę powiedzieć, to pan Kamiński powinien podsłuchiwać mnie i tylko patrzeć, gdzie ja idę i szybko mi załatwiać te sprawy. Bo taką gondolę jak byśmy zrobili w Warszawie, to nie pan Kamiński by płacił, nie budżet państwa, tylko ja bym musiał znaleźć finansowanie, ja bym znalazł.
PIWO DLA ROSOŁA
Pan Ryszard Sobiesiak: Ja nie wiem, skąd jest pan Rosół, ja byłem wtedy w Ameryce. Jedno, co wiem, to pan może sprawdzić w billingach, dzwoniłem do syna, albo on do mnie, mówię: Postaw temu Rosołowi piwo, A on mówi: Ja chciałem, no, ale on mówi tu jest, kosztuje 6 zł piwo, a u nas 12 w Warszawie. Nie chciał nawet tego. Więc proszę mnie nie pytać o takie rzeczy, nie mam pojęcia. Mnie nie było i całe szczęście, bo ja bym pewnie, jakby pan Rosół był, bym wziął te pieniądze do kieszeni, jakby mi dawał, i bym nie zapłacił tego, a mój syn jest tak skrupulatny, że pewnie poszedł i zapłacił.
KIEDY RĄBAŁEM TEN LAS
Poseł Bartosz Arłukowicz: Czy prosił pan pana Rosoła o to, żeby panu pomógł w załatwieniu jakichkolwiek spraw biznesowych w Warszawie?
Pan Ryszard Sobiesiak: Panie pośle, wtedy na pewno nie. Była jedyna sytuacja wtedy, kiedy rąbałem ten las, no. Wszystko było pozałatwiane. Ja, szkoda, że ja nie wziąłem tych papierów. Nie wiem, czy to by państwu by się przydało.
PRIORYTET W TOALECIE
Poseł Bartosz Arłukowicz: A tą radę miejską to zwołali zaraz po tej decyzji?
Pan Ryszard Sobiesiak: Tak. Ale łaskę mieli? No przecież pan burmistrz mówił, że ja mam priorytet, ja tylko kiedyś mu przez telefon – to też macie – powiedziałem mu, że w toalecie chyba. No bo tak załatwiał sprawy, nie.
Poseł Bartosz Arłukowicz: Jak?
Pan Ryszard Sobiesiak: Powiedział, że mam priorytet. No bo to była największa inwestycja w kotlinie. No więc wsze…, wszystko mam załatwione. Przychodzę i nie ma nic. I wszystko leży: jedna jest na urlopie, drugi wyjechał, trzeci zachorował. I każdy ma prawo zachorować, być na urlopie i jeszcze. Ale ja mam prawo po dwóch tygodniach dostać ten papier. Nie dostawałem go, to musiałem krzyczeć na nich.
NIECH PAN SOBIE ZDECYDUJE
Poseł Zbigniew Wassermann: Kiedy ostatni raz spotkał się pan z panem Rosołem?
Pan Ryszard Sobiesiak: Ostatni raz. Chyba nie ma tego w podsłuchach. Trzydziestego – wrzesień ma 30 dni, a afera była pierwszego – tak, to trzydziestego. Tak mi się wydaje. Nie przypominam sobie. Nie jestem pewny, ale chyba tak. No, jakoś przed aferą samą.
Poseł Zbigniew Wassermann: Którą?
Pan Ryszard Sobiesiak: No, tą 1 sierpnia…1 października, tak, afera wybuchła 1 października. Nie afera, tylko… No, afera, no, afera. Przed tą aferą.
Poseł Zbigniew Wassermann: No, niech się pan zdecyduje.
Pan Ryszard Sobiesiak: No, niech już pan sobie zdecyduje, bo ja nie wiem.
JESTEM WAŻNY
Pan Ryszard Sobiesiak: Może pan minister mi mówił, że któryś tam na zebraniu wspólników o tej umowie może jednak, ja czasami lubię tak sobie za ten, pokazać się, jaki jestem ważny.
ALE NIE JESTEM REKINEM
Pan Ryszard Sobiesiak: Jedynie jeszcze mam udziały, nie ja, znaczy, ja miałem wtedy, ale później tam inne… Wcześniej właśnie miała inna osoba jakieś tam problemy no i później się przyplątałem ja. Więc musiałem sprzedać te udziały. 1/3 udziałów w Golden Play. I do tej chwili mamy 1/3 udziałów w Golden Play jako rodzina Sobiesiaków i 20 proc. w Casino Polonia, i nic więcej. A w Golden Play, mówię, powtórzę jeszcze raz, tak jak napisałem w słowie wstępnym, spółka ma 300 grających automatów, miała, ma 300 grających automatów, czyli znaczy do mnie należy 1/3 – 100, a na rynku jest 60 tysięcy. I ja jestem rekin hazardowy.
(…) Poseł Zbigniew Wassermann: Ale proszę pozwolić. To powiedzmy sobie, kiedy można być określanym rekinem? Wtedy, kiedy pan był w najlepszej formie i miał najwięcej? Proszę to wycenić.
Pan Ryszard Sobiesiak: Nie, ja, panie... Ja panu powiem to tak, dlatego tylko sprzedałem te kasyna, ponieważ wiedziałem, że w którymś momencie przyjdzie jakiś głupek i kupi to ode mnie.
NIE LUBIĘ PIS-U
Pan Ryszard Sobiesiak: Ja miałem go umówić, ja miałem go umówić albo z Chlebowskim, albo z Drzewieckim, bo on miał jakiś problem z swoimi z zarządu, powiatu. Nie wiem, jak to tam jesteście poustawiani. I nic więcej. I nie mógł się tam przebić, i był najlepszy tam z PO. No to mówię: No o co wam chodzi? A nie lubię PiS-u. Przepraszam, pani…
JA NIE PRZEKLINAM
Pan Ryszard Sobiesiak: Panie pośle, moja koleżanka ze Stanów, jak przeczytała ten tekst, zadzwoniła czy gdzieś napisała tam maila czy, jak to zwane, sms. Mówi: To niemożliwe, ten człowiek nie przeklina. No, jak pan przewodniczący widzi, ja nie przeklinam. Może jest zmanipulowany ten tekst, ja…
Przewodniczący: A czy w takich sytuacjach – przepraszam, bo jeszcze tylko dodatkowe pytanie – czy w sytuacjach ekstremalnych, jakichś napięcia, używa pan takich słów brzydkich?
Pan Ryszard Sobiesiak: Panie przewodniczący, chyba największe napięcia miałem o godz. 10.15, gdzieś tak, nie? I później... I mnie tam nie wyskoczyło nic.
ZATYKAM USZY
Poseł Beata Kempa: Panie przewodniczący, no, bo muszę zadać pytanie, a nie da się inaczej zadać tego pytania.
Pan Ryszard Sobiesiak: Ja zatykam uszy.
Poseł Beata Kempa: Nie, pan musi słyszeć, bo pan musi odpowiedzieć. Jak pan uważa, bo to są, to są, powiedzmy, takie słowa.
Przewodniczący: Nie jesteśmy na wizji, w związku z tym...
(…) Poseł Beata Kempa: I czy pańską oceną jest właśnie to, że ta ustawa jest kompletnie pier...nięta? Więc po pierwsze, o którą ustawę chodzi, a po drugie, co to znaczy?
Pan Ryszard Sobiesiak: Pani poseł...
Poseł Beata Kempa: Przepraszam, no, ale musiałam. Nie potrafię przełożyć państwa rozmów na inny język.
Pan Ryszard Sobiesiak: Ja, jak to, co teraz powiem, nie będzie zapisane jutro, to powiem.
Przewodniczący: Przepraszam, będzie nagrane i zapisane.
Poseł Beata Kempa: To jedziemy, jak ja już zaczynam, to śmiało świadek może ze mną w ten deseń...
Pan Ryszard Sobiesiak: To ja chciałem, ja chciałem coś, ja chciałem coś powiedzieć o tej nowej ustawie, którą uchwaliliście, ale nie mogę, bo, bo nie mogę przeklinać.
O PERKUSIŚCIE
Poseł Zbigniew Wassermann: Proszę świadka, proszę mi powiedzieć, czy pan wie, kto w środowisku ludzi zajmujących się hazardem miał taki przydomek Perkusista?
Pan Ryszard Sobiesiak: Wtedy trzeba było zrobić komisję, nie dzisiaj.
Poseł Zbigniew Wassermann: Właśnie dlatego o to pana pytam, pociągnijmy trochę ten temat. Niech pan zagra na…
Pan Ryszard Sobiesiak: ...Kamiński zamknie, za dużo mówił.
Poseł Zbigniew Wassermann: No…
Pan Ryszard Sobiesiak: Znam pana „Perkusistę”, znaczy, tak mi się wydaje, że to jest…
Poseł Zbigniew Wassermann: Niech to pan nazwie po nazwisku, dobrze?
Pan Ryszard Sobiesiak: Ja go raz... Nie, nie będę go obrażał, bo jak nie ma gościa, to nie będę obrażał.
Poseł Zbigniew Wassermann: Nie, no, ale po nazwisku niech pan powie…
Pan Ryszard Sobiesiak: Chyba Benbenek ma…
(…) Poseł Zbigniew Wassermann: No, bo pan tak mówi, jak by pan go z gruntu nie lubił.
Pan Ryszard Sobiesiak: Ja go nie lubię.
GDYBYM BYŁ PRAWDZIWYM LOBBYSTĄ…
Pan Ryszard Sobiesiak: Panie pośle, proszę mi uwierzyć, naprawdę, jak ja bym był ten lobbysta, czy jeszcze, znając tych wszystkich panów, to ja bym zadzwonił do pana Benbenka, daj milion złotych, zadzwoniłbym do Casinos Poland, powiedział, dajcie dwa miliony, zadzwonił do Casino Polonia, do siebie, bo tam nic nie mam do gadania, dajcie milion euro, bo jesteście bogaci, bo z Zachodu, i bym to próbował załatwiać…
PALIKOT DUŻO GADA
Pan Ryszard Sobiesiak: To teraz sobie proszę wyobrazić, jakbym tak znał, dzięki Bogu, że nie znam, pana Szejnfelda. No, przecież ten człowiek najwięcej tam hamował, z tego, co ja zrozumiałem. No, przecież to wszystko… No, kto by uwierzył w to, że ja nie dałem mu miliona albo dwóch, albo może dziesięć. Tylko nie wiem skąd. To przecież jest logika jak nie wiem, no. A gościa nie znam kompletnie. To jest jeden, wydaje się mi, z mądrzejszych ministrów, który coś zrobił dla Polski. Pan Palikot dużo gada. Mówiłem kiedyś: zróbcie… Nie, nie będę, bo zaraz komisja się skończy.
UMOWA LATAŁA PO MINISTERSTWACH
Chodzi o umowę między Totalizatorem Sportowym a firmą Gtech?
Pan Ryszard Sobiesiak: Już mówiłem, że nie. Panie pośle, ja to tak powiedziałem, ja jestem szybki czasami i z tego, co sobie przypominam... 20 lat temu nie mogę za dużo pamiętać, że gdzieś ta umowa latała po ministerstwach, ale...
Poseł Zbigniew Wassermann: Ale to...
Pan Ryszard Sobiesiak: Nie, nie... To nie miało nic związane, wspólnego z panem Sykuckim i ja tej umowy nie mam, i nie wiem...
Poseł Zbigniew Wassermann: Ja rozumiem, ale 20 lat temu to jest, to są początki 90. lat.
TELEFONY NA KARTĘ
Poseł Bartosz Arłukowicz: To czemu pan używał telefonów na kartę?
Pan Ryszard Sobiesiak: Już to opisałem. Kupiłem telefon w… znaczy, miałem zawsze dwa telefony, ale gdzieś tam kiedyś pomyślałem, że trzeba jeden, jak sprzedałem te udziały, jeden wyrejestrować, bo się tam jakieś te 200–300 zł trzeba płacić. Więc później miałem przez pół roku jeden telefon i zepsuł mi się w marcu, w kwietniu i w czerwcu.
Poszedłem naprzeciwko kasyna, jest punkt, kupiłem telefon z kartą i zanim kupiłem nowy aparat, właśnie ten, co mam w kieszeni, to używałem, to miałem już wtedy dwa telefony, czyli miałem drugi... znaczy najpierw miałem ten jeden telefon, zanim kupiłem ten drugi, ale już miałem dwie karty. No i stąd się to wzięło.
MECENAS JUŻ MNIE KOPIE
Pan Ryszard Sobiesiak: Mecenas już mnie kopie, żebym nie mówił za długo, ale ja powiem tak. Panowie, jak nie będziecie ze sobą rozmawiali, to nigdy nic dobrego nie stworzycie. Jeżeli ja przez dwa miesiące umawiam pana Janczego, to jest przykład, z PO – i tego nie mogę zrozumieć – z kimś z PO i oni nie rozmawiają ze sobą, to znaczy, że coś tu jest nie… coś tu nie gra, prawda. To jest przykład do tego, że nie rozumiemy się. Nie mam pojęcia dlaczego. Jak jedni się kłócą z drugimi, to można z trzecimi siąść gdzieś i pogadać. Tak samo z tą ustawą. Panie pośle, moim zdaniem, to należało… Pan premier powinien, jak chciał coś zrobić dobrego, powinien natychmiast powiedzieć tak: Ja wam pokażę, jak to się robi. Czyli woła mnie… Ja byłem bandytą, to nie. Takiego gościa, który dłużej ode mnie siedział gdzieś w kasynie. Czterech, pięciu, sześciu, z państwowych, z prywatnych. Wszystkich kazałby zgonić do jednego pokoju z panem, nie wiem, czy panem ministrem Kapicą, bo też może ma za dużo obowiązków, ale z kimś z departamentu gier losowych. I tak oni się powinni tam młócić w tym, żeby wyszli i powiedzieli: Słuchajcie, najlepsza ustawa to będzie taka. Minister mówi, my mówimy, minister mówi, my mówimy, do czegoś dochodzimy. No, nie może być tak, że ktoś sobie coś uchwali i panowie nawet nie wiedzą o tych miliardach, których nie ma, nie. I nikt nie może tego zmienić. A pewnie w takim miejscu, gdzie by się spotkali i fachowcy… Ja nie. Panie pośle, naprawdę, ja nie jestem fachowcem. Ja mam jakiś taki głupi zmysł orientacyjny, że gdzie nie wejdę, widzę, że można zrobić pieniądze. No, przecież ja mogłem te pieniądze wziąć, wyjechać, naprawdę. Miałem propozycję za 300 tys. zł, na Kajmanach ulokować pieniążki i 7 mln bym miał w kieszeni, 6. Zrobiłem to w Polsce. Mówię, dadzą mi spokój. Czyli 19 proc. zapłaciłem, czyste pieniądze mam. Wszystko wcisnąłem w ten Zieleniec. Wybudowałem coś, co ludzie przyjeżdżają i buzie otwierają, bo to jest jedyna kolej, praktycznie dwa lata temu była pierwsza kolej w Europie. Podgrzewane mercedesa siedzenie, zasłonki, pomarańcze, specjalna szyba. No, to jest coś, co ludzie mówią: Nie, niemożliwe w Zieleńcu. I teraz z tą ustawą. Proszę mi wierzyć, ja naprawdę mówiąc to, że się nie znam, ja nie znam tych cyfr. Ja wiem, że szedłem przez kilka lat po bandzie, a robiłem to po to tylko, bo coś czułem, że kiedyś to sprzedam, jak będę miał więcej tych koncesji.
Jedynym dobrym rozwiązaniem byłoby, jakby pan premier zarządził takie pranie mózgu. Czyli tam musieliby być tacy ludzie jak ja, fachowcy tacy jak był Kosek, którzy wszystko wiedzieli, bo on by tutaj wam wszystko powiedział, łącznie z liczbami. Ja nawet się nie… Ja nawet nie przeczytałem, o co… Uwierzcie mi, nie czytałem, dlaczego wy tu siedzicie. Panowie mówicie, że macie tam zbadać… Jak to się nazywa? Nawet nie wiem, ja tego nie czytałem nawet, jak to się nazywa dokładnie. Naprawdę, no, proszę mi wierzyć. Nie czytałem, po co wy tu siedzicie. Wy wiecie po co. Ale ja wiem jedno, że trzeba było tych ludzi zgonić i każdy musi powiedzieć swoje. Ja wiem jedno, że nie może, tak jak na tej zapałce, no, nie można zrobić podatku. No, chyba że się chce zarżnąć gościa. No to… No bo jak ktoś nie zarobi na podatek, na płace, na koszty, no to nie będzie tego interesu robił. W jednym miejscu to jest złota kura. Ale w jednym miejscu. W tym miejscu możliwe, bo tam w jednym miejscu dawał 10 tys. jeden automat. Ale w drugim miejscu ludzie dopłacali do tego automatu. Dlatego przenosili do innego miejsca, szukali to miejsce, żeby tam zarobić na czynsz, na światło, na gaz i żeby coś im zostało. Ja widzę to tylko tak, panie pośle, że jakby się zebrało właśnie tych pięciu, dziesięciu, dwudziestu i z ministra finansów następnych pięciu, na pewno by było to prawo dobre. A wyście ustalili sami prawo, które nie wiem, czy nie będziemy płacić olbrzymie kary, bo sprawa już jest gdzieś w Unii Europejskiej, coś tam niezgodne, nie ten. Nie wiem, naprawdę, ja nie znam tego, bo nie czytam, nie śledzę. W skrócie bym panu posłowi tak powiedział. Ja to tak zawsze w domu robię. Ja nie mam czasu, ja przebiegam tylko przez hotel. Ale jak ja coś widzę, to biorę ich do kupy i kłóćcie się, a ja czasami na wyczucie decyduję. Na wyczucie. I nie siedzę… Ja nie wiem, jak się, naprawdę nie wiedziałem, jak się… Nie umiem grać w karty. Nie umiem. Naprawdę nie umiem. Ale ja miałem kiedyś najwięcej kasyn w Polsce. To nie załatwiałem. Ja jestem przedstawiony jako człowiek, który załatwia, wszystko załatwia. No, oczywiście, że załatwiałem, bo ja leciałem do burmistrza i mu wyrywałem papier, który on chciał wysłać, dwa tygodnie żeby szedł do Wrocławia. To ja mu wyrywałem po podpisie od sekretarki i goniłem sam samochodem, i zawoziłem do Wrocławia. A jak nie mogłem, to dzwoniłem do kumpla, do tego drugiego. Prosiłbym, żeby to nie zanotować, to ja coś wam powiem jeszcze, jakie to jest, jakie są realia polskie. Nie pójdzie to na zewnątrz?
Poseł Franciszek Jerzy Stefaniuk: Nie ma takiej możliwości. Nie ma takiej możliwości.