Ministerstwo Zdrowia zapowiada, że w ciągu półtora miesiąca zakaże sprzedaży w Polsce tzw. dopalaczy - informuje "Metro". Te substancje to narkotyki, alarmują specjaliści. Pierwszy w Polsce sklep z dopalaczami od kilku dni działa w Łodzi.
Lekarze i psychologowie nie mają wątpliwości, że dopalacze działają jak narkotyki. Mimo to ich sprzedaż jest legalna, bo żaden z ich składników nie jest zabroniony polskim prawem.
Funshopy to sieć sklepów należąca do firmy Word Wide Supplements Importer z siedzibą w Manchesterze. Dwa lata temu otworzyła ona polski sklep z dopalaczami w internecie. Teraz chce otwierać swoje punkty w polskich miastach - do końca 2009 r. ma ich być 100. W ofercie znajdzie się 1500 produktów. Większość z nich zawiera benzylopiperazynę (BZP), substancję działającą podobnie do amfetaminy.
Przyspieszyliśmy pracę nad nowelizacją ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii mówi Piotr Jabłoński, dyrektor Biura ds. Przeciwdziałania Narkomanii przy Ministerstwie Zdrowia. Nowe przepisy mają wyeliminować BZP z polskiego rynku. "Metro" dowiedziało się w ministerstwie, że zakaz może wejść w życie za półtora miesiąca. - To sprawa tak oczywista, że nie będzie żadnego politycznego sporu w tej kwestii, zapewnia Marek Balicki z SdPl, wiceprzewodniczący sejmowej komisji zdrowia.
Niestety, samo wpisanie benzylopiperazyny może nie wystarczyć. - Dopalacze to substancje projektowane komputerowo. Można zakazać sprzedaży jednej substancji, ale producenci szybko zmodyfikują cząstki w niej zawarte i zaczną sprzedawać je pod nową nazwą zupełnie legalnie, tłumaczy dr Wojciech Łuszczyna, rzecznik Urzędu Rejestracji Produktów Leczniczych. - Dlatego najlepiej na liście substancji zakazanych umieścić wszystkie piperazyny. Inaczej wszelkie zabiegi państwa będą przypominały zabawę w policjanta i złodzieja, w której zawsze złodziej jest o krok do przodu, przekonuje Marek Grondas, kierownik łódzkiego Monaru.
Źródło: "Metro"