Walki nie brakowało, tempo było zawrotne. To miał być największy szlagier fazy grupowej mundialu i oczekiwania kibiców nie zawiódł. W starciu Hiszpanów z Portugalczykami remis 3:3.
Do Rosji przyjechały 32 drużyny. O żadnej z nich na godziny przed mundialem nie pisało się tak dużo, jak o Hiszpanach. W ostatniej chwili w drużynie doszło do poważnego tąpnięcia. Wszystko za sprawą trenera Julena Lopteguiego, który nagle i niespodziewanie dla wszystkich podpisał kontrakt z Realem Madryt.
W Hiszpanii zawrzało. Do Rosji udał się wściekły szef federacji. Głowa Lopeteguiego poleciała. Na jego następcę mianowano dotychczasowego dyrektora sportowego kadry Fernando Hierro. Były piłkarz Realu Madryt miał kilka dni na to, aby poukładać rozbitą drużynę.
Błąd Nacho, spryt Ronaldo
Początek spotkania wyglądał tak, jakby Hiszpanie myślami byli daleko poza Soczi. Zaatakowali Portugalczycy, z piłką w pole karne wbiegł Ronaldo. Nagle zauważył, że stojący na jego drodze Nacho wystawił nogę. Wykorzystał to. Przewrócił się, upolował rzut karny, po chwili sam podszedł do piłki i dał drużynie prowadzenie.
Po zdobyciu bramki Portugalia mogła robić to, co robić potrafi bardzo dobrze. Cofnęła się na swoją połowę, czekała na ruch rywala i szansę do przeprowadzenia kontry.
Tym razem taktyka ta okazała się dla niej zgubna. Świetnie czująca się w ataku pozycyjnym Hiszpania nacisnęła i miała sytuacje. Po silnym strzale Diego Costy zrobił się remis. Za chwilę kibice La Roja znów podskoczyli z radości. Tym razem Isco huknął, trafił w poprzeczkę, piłka zatańczyła na linii i wyleciała z powrotem na boisko. VAR nie był potrzebny, sędzia asystent od razu pokazał, że gola nie było.
Upragnionego trafienia Hiszpanom nie dały też kolejne ataki. Najbliżej był Iniesta, który minimalnie chybił uderzając z pola karnego. Portugalia wyglądała na ospałą. Atakowała nieśmiało, ale szczęście w końcu się do niej uśmiechnęło. Tuż przed przerwą Ronaldo oddał strzał. Wydawałoby się, że beznadziejny. Piłka leciała prosto w stronę bramkarza Davida de Gei i nagle - ku zdziwieniu wszystkich - wpadła po jego rękach do siatki.
Hiszpania tak zostawić tego nie mogła. Znów musiała odrabiać straty, ale znów pokazała, że nie można jej tak łatwo skreślać. Nie chciała się dzielić z Portugalią piłką, starała się nią operować na połowie przeciwnika.
W końcu wywalczyła rzut wolny. Mogła pokazać to, co ćwiczyła na treningach, pewnie jeszcze wtedy, gdy na murawie zawodników ustawiał Lopetegui. Silva wrzucił piłkę do Sergio Busquetsa, ten przedłużył podanie głową do Diego Costy, a napastnik Atletico uderzył z najbliższej odległości nie do obrony.
Portugalia zaczęła się chwiać. Tak jak w pierwszej połowie Hiszpanie nie zamierzali dać jej odetchnąć, tylko poszli za ciosem. Po jednej z akcji piłka powędrowała przed pole karne. Prosto pod nogi Nacho, który kropnął tak mocno, jakby to na niej chciał wyładować swoją złość za wpadkę sprzed przerwy. Do siły dorzucił precyzję. Wyszło idealnie. Futbolówka wpadła do siatki, wcześniej obijając oba słupki.
Obrońca Realu zdobył swoją pierwszą bramkę w drużynie narodowej. Hiszpania odetchnęła. Pierwszy raz w tym meczu wyszła na prowadzenie. Przez kilkanaście minut była skoncentrowana, ale wystarczyła chwila i wszystko się posypało.
W 88. minucie Portugalczycy wywalczyli rzut wolny, tuż przed szesnastką. Do piłki podszedł oczywiście Ronaldo. Charakterystyczna poza, spojrzenie na bramkarza, rozbieg i strzał. Wszystko dopracowane, z uwzględnieniem najdrobniejszego szczegółu.
Po chwili ręce CR7 znów w powietrzu, bo piłka przeleciała nad murem i wylądowała obok bezradnego de Gei.
Do końca spotkania decydującego ciosu nie wyprowadził już nikt. Remis. Chyba sprawiedliwy. Hiszpania miała polot i wielką ochotę, Portugalia determinację Ronaldo.
Autor: goszu / Źródło: sport.tvn24.pl