- Nie mamy na razie podstaw, żeby twierdzić, że ktoś zawiódł - tak wojewódzki konsultant ds. ratownictwa medycznego ocenia akcję ratowniczą po karambolu na S8. Eksperci podkreślają, że nagrania rozmów dyspozytorów opublikowane przez dziennikarzy mogą być "wyrwane z kontekstu" i na ich podstawie nie wolno oceniać całej akcji. Praca pogotowia z Łodzi jest krytykowana przez świadków zdarzenia i pracowników firmy Falck, którzy również pomagali po karambolu.
Sławomir Szen, który widział akcję ratowniczą na S8 twierdzi, że na miejscu karambolu, gdzie w sobotę zderzyło się 11 samochodów, służby działały chaotycznie.
- Nikt nie przeprowadził selekcji poszkodowanych. Ratownicy podbiegali do pierwszych z brzegu, mimo, że krzyczeliśmy, że dalej są osoby bardziej poszkodowane, że są dzieci zakleszczone w samochodach - podkreśla Szen, który zaznacza, że "tylko dwóch ratowników miało latarki".
Nastroje próbuje tonować dr Paweł Ziółkowski, wojewódzki konsultant ds. medycyny ratunkowej w Łodzi.
- Osobom postronnym mogło wydawać się, że jest bałagan, ale tak nie musiało być - mówi dr Ziółkowski.
"Pracują tam, gdzie mogą"
Konsultant ds. medycyny ratunkowej w Łodzi zaznacza, że na miejscu wypadku najwięcej do powiedzenia mają strażacy i to oni wyznaczają strefę bezpieczną, gdzie mogą pracować ratownicy.
- Niewykluczone, że ratownicy ratowali mniej rannych, bo osoby bardziej poszkodowane były jeszcze wydobywane przez strażaków. Medycy by tylko utrudniali akcję - twierdzi dr Paweł Ziółkowski.
Chaos w nagraniach
Do mediów przedostały się fragmenty rozmów dyspozytorów pogotowia, podczas trwania akcji ratowniczej. Zostały one zmontowane w ponad dwuminutowe nagranie mające świadczyć o tym, że podczas akcji ratunkowej na drodze S8 koło Kowies (łódzkie) panował chaos. Według nieoficjalnych informacji TVN24 nagranie pochodzi od firmy Falck, której karetka uczestniczyła w akcji. Falck temu zaprzecza. Staramy się o cały zapis rozmów od pogotowia ratunkowego.
- Mam wrażenie, że te nagrania są wyrwane z kontekstu, nie wykluczam, że zostały one przedstawione bez zachowania chronologii - zauważa dr Ziółkowski, który podkreśla, że na ich podstawie nie można jednoznacznie ocenić jak przebiegała akcja ratunkowa.
Lekarz mógł odjechać, ale...
Ratownicy z firmy Falck informowali, że z miejsca wypadku niedługo po ich przyjeździe "zniknął" lekarz koordynujący akcję ratowniczą. We wtorek przed kamerą TVN24 lekarz tłumaczył, że musiał odjechać, bo stan dziecka którym się opiekował zaczął się pogarszać.
- Lepiej by było, jeżeli przekazałby ranną osobę innemu lekarzowi a sam pozostał na miejscu. Nie zmienia to faktu, że jeżeli przekazał komuś dowodzenie, to miał prawo odjechać - mówi dr Paweł Ziółkowski, konsultant ds. medycyny ratunkowej w Łodzi.
Przebieg akcji ratowniczej minuta po minucie (materiał Polska i Świat):
"Potrzeba ćwiczeń"
Ziółkowski zauważa też, że trzeba częściej przeprowadzać ćwiczenia z udziałem różnych służb.
- Trzeba poprawić współpracę pomiędzy służbami z różnych województw, bo z tym czasami jest problem - uważa dr Ziółkowski.
Zdaniem konsultanta ds. medycyny ratunkowej w Łodzi trzeba częściej szlifować współpracę dyspozytorów z różnych podmiotów - tak jak przy okazji ostatniego karambolu, gdzie współpracowało łódzkie pogotowie z firmą Falck.
W karambolu na drodze S8 do którego doszło w miejscowości Kowiesy (woj. łódzkie) zderzyło się 11 samochodów, w tym 2 ciężarowe. Na miejscu zginęły trzy osoby.
Sposób przeprowadzenia akcji ratowniczej bada specjalna komisja powołana przez Ministra Zdrowia. Śledztwo wszczęła też prokuratura w Rawie Mazowieckiej.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/zp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: tvn24