Rodzice uczniów legnickiej podstawówki chcą przeprosin od minister edukacji narodowej i dolnośląskiego kuratorium oświaty. Nie podoba im się to, jak skrytykowano metody stosowane w placówce. Rozważają też pozwanie matki, która nagłośniła sprawę kontrowersyjnego regulaminu, który m.in. nakazuje ustawiać się na baczność przed wejściem do klasy.
Rodzice dzieci, które uczą się w szkole podstawowej nr 2 w Legnicy zorganizowali spotkanie, na którym omawiali sprawę procedur stosowanych w szkolnych murach. Zdaniem większości z nich sprawa została niepotrzebnie nagłośniona przez matkę jednej z dziewczynek, która od września uczy się w szkole. - Rodzice wyrazili swój sprzeciw wobec działań pani Dagmary. Zastanawiają się też nad złożeniem pozwu przeciwko niej - relacjonuje Magdalena Sługocka-Sulewska, dyrektorka placówki.
Co na to wywołana do tablicy mama, która zdaniem rodziców rozpętała medialne piekło? - Myślę, że chcą rzeczywiście złożyć ten pozew. Absolutnie się tego nie boję. Przykro mi tylko, że nikt nie rozumie tego, co się tu dzieje - twierdzi Dagmara Angier-Sroka, która zwróciła uwagę na kontrowersyjny regulamin obowiązujący w szkole.
"Dzieci są załamane"
Zdaniem kobiety sytuacji mogą nie rozumieć też dzieci, które towarzyszyły rodzicom podczas spotkania w szkole. - Powiedziały, że zostały obrażone i poniżone. Czują się też molestowane i mają żal do jednej z mam. Jedna z klas nie poszła nawet do kina, bo chciała zostać i bronić szkoły. Dzieci są załamane - mówi dyrektorka.
I dodaje, że dzieci chcą wystąpić do Rzecznika Praw Dziecka o przeprosiny. Marek Michalak m.in. na antenie TVN24 ocenił sytuację w podstawówce jako "absolutnie niedopuszczalną". - Nie chcę tego komentować. Szkoda mi tych maluchów. Chciałam dla nich dobrze od samego początku - przekonuje Angier-Sroka.
Z kolei rodzice prawdopodobnie będą domagać się przeprosin od dolnośląskiego kuratorium oświaty i od ministerstwa edukacji narodowej. - Nikt nie zapytał jak faktycznie mają się sprawy w naszej szkole, a wydano ostre sądy. Rodzice są zdeterminowani, bo ktoś zrujnował wizerunek szkoły - podkreśla Sługocka-Sulewska. Na razie jednak nie wystosowano formalnych apeli.
Musztra jak w wojsku?
Wokół regulaminu zrobiło się głośno kilka dni temu. Grupie rodziców nie spodobało się to, że ich dzieci są przez procedury "poniżane" i traktowane jak żołnierze, a nawet zwierzęta. Według dokumentu dzieci przed wejściem do klas muszą m.in. w ciszy stać prosto, nie stykać się, mieć plecaki położone tuż przy prawej nodze, patrzeć prosto przed siebie, a ręce mieć ułożone wzdłuż tułowia. Rodzice zarzucali też nauczycielom, że podczas szkolnej musztry krzyczą na dzieci.
Dyrekcja z zarzutami się nie zgadzała. - To potrzebne ze względu na specyfikę naszej szkoły. Prowadzimy oddziały terapeutyczne, uczęszczają do nas dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, szczególnie te które mają problemy z zachowaniem od dzieci z autyzmem przez ADHD, zachowania buntownicze i problemy neurologiczne - tłumaczyła w środę szefowa szkoły.
"Musztry" bronili inni rodzice. Nazywali ją "rewelacyjnym pomysłem".
Metody wychowawcze nie spodobały się natomiast minister edukacji narodowej, która przyznała, że nie ma pewności, czy podobne zasady obowiązują w ministerstwie obrony narodowej. W szkole pojawili się kontrolerzy z dolnośląskiego kuratorium oświaty.
Kontrowersyjne metody wejścia i wyjścia z klasy stosowano w jednej ze szkół w Legnicy:
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: tam/kv / Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław