W kampanii wyborczej nie szczędził swojej partii gorzkich słów. Zamiast zagrzewać do walki o europarlament, chłodno punktował błędy. Grzegorz Schetyna, były marszałek Sejmu i były szef dolnośląskich struktur, zdaniem polityków własnej partii stąpa po cienkim lodzie i jest na cenzurowanym, o włos od wyrzucenia z partii. Przypominamy, czym Schetyna mógł rozzłościć szefa rządu.
Donald Tusk, według przecieków z zarządu krajowego PO, tak miał komentować działania Schetyny w czasie kampanii wyborczej: - To była świadoma gra na obniżenie wyniku Platformy w wyborach po to, aby wymusić zmiany wewnątrz PO. Nie pozwolę na to.
W czasie kampanii PO starała się trzymać Schetynę w cieniu. Nie jeździł po Polsce jak dawniej, nie występował na wiecach, nie zagrzewał do głosowania, nie agitował. Przypominał o swoim istnieniu jedynie cierpkimi słowami wobec władz własnej partii. Im więcej błędów wyliczał, tym ostrzejsza była odpowiedź PO czy samego Tuska.
Leniwa PO bez kampanii
Były wiceprzewodniczący i były szef dolnośląskich struktur w kampanii zarzucał PO demobilizację i brak konsekwentnej kampanii przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Mimo że twierdził, iż PO wyborów nie przegra, to z pozycji chłodnego komentatora wyliczał, że z przewagą jedynie 1-2 proc.
- Trochę jesteśmy zakładnikami sytuacji w wielkich miastach czy w największych mediach, gdzie widać tę kampanię, no a w Polsce lokalnej, w Polsce powiatowej nie widać jej tak, jak powinno być widać - mówił w RMF FM.
Ostre słowa padały pod adresem samej partii. Zarzucał PO, że jest leniwa i brakuje jej "głodu zwycięstwa". - Dzisiaj widzę, że PO jest partią sytą i często pozbawioną woli walki - mówił dla "Rzeczpospolitej".
Schetyna zarzucał partii brak wizji na kolejne lata, co niektórzy interpretowali jako zawoalowany przytyk w zupełny brak programu politycznego. - Potrzebna jest dyskusja - ucinał w rozmowie z TVN24.
Kamiński - "symbol anty-PO"
Schetyna dość chłodno wypowiadał się też o "jedynkach" PO w regionach, podważał decyzje władz partii i kandydatury. Ostro skrytykował lubelski "numer 1", czyli bezpartyjnego Michała Kamińskiego (europosła w kończącej się kadencji, byłego członka PiS).
- Kamiński jest symbolem anty-PO. Nie mam przekonania, czy rzeczywiście może pomóc odbudować pozycję Platformy na Lubelszczyźnie i zdobyć głosy elektoratu prawicowego - twierdził Schetyna na początku maja w rozmowie z "Rzeczpospolitą". I dodawał: - Nie umieściłbym go na naszych listach. A na pewno nie na pierwszym miejscu.
Ironizował, że skoro na listach znalazł się Kamiński, to niedługo może znaleźć się miejsce także dla Romana Giertycha (kiedyś w LPR).
Potem - prawdopodobnie po reprymendzie od szefów - jego retoryka zelżała. - Wiem, że on pracuje i przyniesie głosy Platformie - mówił o Kamińskim.
Nie ma zmiłuj dla Protasiewicza
Do samego końca kampanii nie szczędził za to złośliwości swojemu rywalowi na Dolnym Śląsku Jackowi Protasiewiczowi, który odebrał mu przywództwo w regionie.
Schetyna nie przetrawił tej porażki. - Dolnośląska Platforma Obywatelska wymaga przebudowy i nowego początku - mówił w "Jeden na jeden" w TVN24. Zaznaczył, że do tej przebudowy powinno dojść po wyborach do europarlamentu 25 maja.
Z kolei w rozmowie z "Rzeczpospolitą" jasno dawał do zrozumienia, że Protasiewicz nie zasługuje na "jedynkę" w wyborach do Sejmu. - Nie wyobrażam sobie tego. Protasiewicz powinien odsunąć się od bieżącej polityki. Jego kompromitacja, zachowanie na lotnisku i konferencja prasowa są nie do obrony. Protasiewicz ciągnąłby PO w dół - mówił Schetyna.
Wielokrotnie i z rozbawieniem pił także do incydentu na frankfurckim lotnisku z udziałem Protasiewicza. Zdaniem tabloidu "Bild", nietrzeźwy eurodeputowany awanturował się z celnikami, miało dojść do szarpaniny. W wyniku afery Protasiewicz zrezygnował z kandydowania w eurowyborach, zrezygnował też z szefowania kampanii PO. Schetyna nie krył zadowolenia. - Ja nie mam zarzutów w prokuraturze niemieckiej. Chyba, że coś pan wie - ironizował w rozmowie z dziennikarzem RMF FM.
Po kampanii: chciałem dobrze
Wybory za nami, PO wygrała zaledwie o głos. Schetyna zapewnia, że jego krytyczne słowa w czasie kampanii miały zwrócić uwagę na problemy i zdopingować PO. Twierdzi, że nie grał na obniżenie wyniku Platformy. Czuje się "partyjnym patriotą". Krytyka jednak nie słabnie. - Tak wielką partię trzeba budzić do walki. Przez tygodnie, miesiące, a nie przez dni - mówił w "Faktach po Faktach", gratulując szefom dynamicznej końcówki kampanii.
Przekonuje jednak, że trzeba wyciągnąć wnioski z wyborów i przeanalizować wszystkie "za" i "przeciw".
- Tusk jest szefem partii i jej liderem, ale uważam, że w partii potrzebna jest dyskusja i własny głos ludzi, dla których interes Platformy jest najważniejszy. Ja nie będę pozycji PO podważał i atakował - deklarował w RMF FM. Dodawał jednak, że Michał Kamiński, były spin doktor PiS, "nie będzie uczył go patriotyzmu".
Z kolei w TVP Info ostrzegał, że PO przegra wybory samorządowe, jeśli nie ustrzeże się błędów z kampanii do PE, w której skupiono się na dużych miastach, kosztem powiatów i gmin.
W co gra Schetyna?
Niektórzy politycy twierdzą, że Schetyna śladem m.in. Jarosława Gowina buduje sobie ścieżkę do wyjścia z PO, ale chcąc pozostawić wrażenie, że to jego wyrzucono.
Sam Schetyna deklaruje, że "może jeszcze sporo zrobić w polskiej polityce" i nie zamierza opuścić partii, którą - jak podkreśla - stworzył i przed lata budował. Twierdzi, że analizowane są różne scenariusze z udziałem jego osoby. Zaprzecza, że interesuje go stanowisko ambasadora, nie wyklucza kandydowania w wyborach na prezydenta Wrocławia.
Autor: pk//kdj/zp / Źródło: tvn24.pl, TVN24, "Rzeczpospolita", TVP Info, RMF FM