Prawie pół kilometra biegła za autobusem 7-letnia dziewczynka, która wysiadła na jednym z przystanków z autobusu. W środku został jej dziadek. - Prosiliśmy kierowcę, żeby się zatrzymał, ten jednak nie reagował i pojechał do kolejnego przystanku - relacjonuje pasażerka, która złożyła skargę do łódzkiego przewoźnika. MPK odpowiada, że wina może leżeć po stronie opiekuna.
To był wtorkowy wieczór, autobus linii Z85 jadący na dworzec Łódź Widzew zatrzymał się na chwilę na przystanku. Z pojazdu wysiadła 7-letnia dziewczynka, która podróżowała z dziadkiem. Po kilku chwilach została zupełnie sama, bo autobus ruszył w dalszą trasę - razem z jej opiekunem.
O tym, co miało się wydarzyć podczas przejazdu, wiemy dzięki relacji jednej z pasażerek, która całą historię opowiedziała reporterce "Dziennika Łódzkiego".
- Siedziałam z przodu pojazdu. Wtedy usłyszałam wołanie starszego mężczyzny, żeby kierowca otworzył drzwi, bo nie zdążył wysiąść - relacjonuje na łamach "DŁ" łodzianka.
Jak jednak opowiada, kierowca zignorował prośby i ruszył w dalszą trasę.
- Inni pasażerowie też zaczęli wołać do kierowcy, żeby otworzył drzwi, bo na przystanku zostało dziecko. Ale on powiedział, że jak już ruszył, to będzie jechał - dodaje kobieta.
Dramatyczny pościg
Po chwili pasażerowie byli jeszcze bardziej oburzeni na kierowcę, bo ktoś zauważył, że za autobusem biegnie wystraszone dziecko.
- Kierowca na pewno widział biegnące dziecko. Ale nawet gdy starszy mężczyzna dotarł do kabiny kierowcy i zażądał od niego otworzenia drzwi, ten go zlekceważył - opowiada prasie kobieta.
Dziadek wyszedł z autobusu dopiero na kolejnym przystanku - dokładnie 490 m od miejsca, gdzie wysiadła wnuczka. Dziewczynka po kilku chwilach dobiegła już do swojego opiekuna.
Przewoźnik o bierności dziadka
Chociaż nie doszło do tragedii, to zachowanie kierowcy autobusu miejskiego tak zbulwersowało cytowaną przez "Dziennik Łódzki" łodziankę, że ta napisała skargę do łódzkiego przewoźnika.
- Wyjaśniamy sprawę, na razie nie podjęliśmy żadnych decyzji - mówi tvn24.pl Sebastian Grochala, rzecznik MPK Łódź.
Dodaje przy tym, że sprawa - po przeanalizowaniu nagrań z kamer zainstalowanych w pojeździe - wygląda nieco inaczej, niż relacjonowała to jedna z pasażerek.
- Na jednym z przystanków z pojazdu wysiadła dziewczynka. Na początku nic nie wskazywało na to, że była pod czyjąś opieką - mówi Grochala.
Przedstawiciel MPK wyjaśnia, że dziadek nie trzymał wnuczki za rękę i nie reagował, kiedy dziewczynka wysiadła.
- Był zajęty rozmową z innym pasażerem - tłumaczy nasz rozmówca.
Spóźniona reakcja?
Według ustaleń MPK opiekun dziecka zaczął reagować, kiedy pojazd odjechał z przystanku i przejechał - według relacji przewoźnika - "przynajmniej kilkadziesiąt metrów".
- Dopiero w połowie drogi pomiędzy przystankami mężczyzna podszedł do kierowcy i zażądał wypuszczenia go z pojazdu. Obowiązujące przepisy jednak na to nie pozwalają - mówi Grochala.
Kierowca, na którego złożono skargę, ma 37 lat i pracuje w MPK od 2010 roku. W MPK słyszymy, że cieszy się dobrą opinią i nie było na niego żadnych skarg.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź