Mają czworo dzieci, dziewięcioro wnucząt i siedemnaścioro prawnuków. Poznali się pod koniec wojny, kiedy pani Maria przyjechała ze Wschodu na Dolny Śląsk. Po niecałym roku byli już małżeństwem. Stanisław i Maria Bronowiccy ślub wzięli 6 sierpnia 1945 roku. Od tego czasu mieszkają w Kozłowie (woj. dolnośląskie), w tym samym domu. Ona ma 92 lata, on jest rok starszy. Nie rozstają się od 70 lat.
- To była miłość od pierwszego wejrzenia, od spotkania przy studni - mówi pan Stanisław. - Kocha mnie, a ja ją. Jesteśmy zgodnym małżeństwem, nie kłócimy się. Gdybyśmy się kłócili, to nie dożylibyśmy razem tylu lat. Teraz ludzie się zostawiają, a my żyjemy w zgodzie - dodaje.
Opiekuje się żoną, a ona jest zazdrosna
Syn jubilatów ze wzruszeniem opowiada o swoich rodzicach i o wspólnym domu, który łączy kilka pokoleń.
- Mieszkamy tu wszyscy, jedni się wyprowadzają, inni wprowadzają, ale to nasz wspólny dom. Na wigilię przychodzi tu 30 osób, jesteśmy dużą rodziną. Moi rodzice mają czworo dzieci, dziewięcioro wnucząt i kilkunastu prawnuków - wylicza Tadeusz Bronowicki.
I zapewnia, że jego rodzice to wspaniali ludzie, a okres dzieciństwa to był najlepszy czas w jego życiu. Choć przyznaje, że pracować musiał sporo, a jego ojciec nie był tak wyrozumiały, jak matka.
- Teraz się pozmieniało, mama choruje, ale tata się nią opiekuje, wychodzą na spacery. On ma dużo siły, jeździ na rowerze, ciągle rwie się do pracy na polu, chociaż mu nie pozwalam. Natomiast mama ciągle martwi się o niego i jest zazdrosna. Potrafi się zdenerwować, gdy spóźniamy się z kościoła 15 minut - dodaje syn jubilatów.
"To rodzina powinna być na pierwszym miejscu, a nie pieniądze i samochód"
Dom dziadków ciepło wspomina także wnuczka pary, która zorganizowała jubileuszowe przyjęcie i zaprosiła gości.
- Najbardziej zapamiętam zupy, które gotowała babcia. Szczególnie szczawiową, krupnik i barszcz - przyznaje Marta Michalczuk. - Dziadkowie zapewniali mi wiele atrakcji, jeździłam traktorem. Byli bardziej wyrozumiali i pozwalali na więcej niż rodzice. Zawsze dostawałam od dziadka coś słodkiego, przeważnie to były gumy, które miał schowane przed babcią - śmieje się.
I wraca pamięcią do rad, które dostała od dziadków. - Zawsze mieli swoje sugestie. Mówili mi, żebym szanowała siebie i męża. To rodzina powinna być na pierwszym miejscu, a nie pieniądze i samochód - dodaje Michalczuk.
Autor: zuza / Źródło: TVN24 Wrocław