Prokuratura rejonowa w Świdnicy bada sprawę śmierci 1,5-rocznej Patrycji. Dziewczynka trafiła do szpitala po trzech godzinach od przyjęcia zgłoszenia na pogotowiu. Miała sepsę. - Lekarz powiedział, że nie wie co jej jest - mówi zrozpaczona matka. Dziecko zmarło jeszcze tego samego dnia.
- Nic mi już jej nie wróci, ale będę walczyć o sprawiedliwość, dla innych - mówi w rozmowie z "Gazetą Wrocławska" Agnieszka Zakrzewska, matka zmarłej dziewczynki.
Lekarz ignorował objawy?
Kobieta obwinia lekarza, który jej zdaniem zignorował objawy i nie skierował dziecka do szpitala.
- Od mojego pierwszego telefonu na pogotowie do czasu przyjęcia córeczki na oddział, gdzie w końcu sama ją zawiozłam, minęły ponad trzy godziny. A przy sepsie to lata świetlne, bo tu liczy się każda minuta. Lekarz odebrał mojej córeczce szansę na przeżycie, na walkę - dodaje.
Tragiczny dzień to 18 stycznia. Jak opowiada matka, Patrycja od rana miała podniesioną temperaturę. Kobieta postanowiła pójść z nią do przychodni. Według lekarza na dolegliwości miały wystarczyć leki przeciwgorączkowe. Po kilku godzinach temperatura jednak nie spadała. - Dziewczynka miała ponad 40 stopni - dziennikarze "Gazety Wrocławskiej" cytują matkę Patrycji.
Kobieta zadzwoniła więc po pomoc na pogotowie.
Dramatyczna relacja matki
– Usłyszałam, że lekarz może być u mnie do godziny czasu, a przecież mieszkam 400 metrów od ich siedziby – opowiada pani Agnieszka. Kobieta dostała też instrukcje. Miała się nie martwić i czekać.
Według kobiety, karetka przyjechała prawie godzinę po jej telefonie. Twierdzi, że lekarz był nieporadny i bagatelizował objawy, m. in. plamkę wybroczynową za uchem córki. Miał przepisać Patrycji antybiotyk, który poprawił jej stan.
Ale tylko na chwilę. Z relacji kobiety wynika, że już po godzinie gorączka znowu zaczęła rosnąć. Na ciele dziewczynki miały pojawić się kolejne plamy.
- Zadzwoniłam więc znowu po pomoc - mówi pani Agnieszka. Połączono ją ponownie z lekarzem, który był u niej w domu. - Powiedział, że nie wie, co jest dziecku i że jak chcę, to żebym jechała z nim do szpitala - dodaje kobieta.
Diagnoza: sepsa
Matka Patrycji wzięła więc córkę i taksówką ruszyła do szpitala. Diagnoza: sepsa. Dziecko dostało leki, ale za późno. Po północy zmarło.
– Pacjentka była u nas zaledwie trzy godziny. Choroba miała piorunujący przebieg. Nie mieliśmy szans na jej uratowanie– mówi w rozmowie z dziennikarzami gazety Mariusz Leszczyński, ordynator oddziału dziecięcego w szpitalu „Latawiec”.
Sprawą zajęli się już śledczy. - Zgłosiła się do nas matka 1,5 rocznej Patrycji. Złożyła doniesienie na pracę lekarza i pogotowia - potwierdza Marek Rusin, prokurator rejonowy z Świdnicy. Zapewnia, że wystąpił już o zabezpieczenie nagrania telefonicznego z dyspozytorką pogotowia i dokumentacji medycznej ze szpitala.
- Póki co prowadzone są czynności sprawdzające w kierunku nieudzielenia pomocy przez lekarza i nieumyślne spowodowanie śmierci. Graniczy z pewnością, że w takiej sprawie będzie wszczęte śledztwo - dodaje.
Autor: bieru/roody / Źródło: Gazeta Wrocławska
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24