Wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł podsumował miesiąc działania nowych dyspozytorni pogotowia. Odniósł się też do zarzutów marszałka województwa i dyrektora warszawskiego pogotowia, którzy wątpili w sprawne przeprowadzenie zmiany.
Przypomnijmy: zgodnie z zapisami ustawy, od 1 stycznia 2021 roku wojewodowie przejęli dyspozytornie medyczne prowadzone dotychczas przez dysponentów zespołów ratownictwa medycznego. Dla Warszawy był to Meditrans, z dyrektorem Karolem Bielskim na czele. Wojewoda Radziwiłł na piątkowej konferencji prasowej podsumował pierwszy miesiąc. Tym samym odniósł się do zarzutów zarówno marszałka Adama Struzika i dyrektora Meditransu Karola Bielskiego, ale też przewodniczącego komisji zdrowia i kultury fizycznej w sejmiku województwa Krzysztofa Strzałkowskiego. Jeszcze w grudniu twierdzili, że przejęcie pogotowia zagraża zdrowiu mieszkańców Mazowsza. Wypominali Radziwiłłowi przygotowania "na ostatnią chwilę" czy zatrudnianie niedoświadczonych dyspozytorów.
"Zapewniam, że nie ma problemu"
- Zapewniam, że nie ma z dyspozytorniami na terenie Mazowsza najmniejszego problemu. Można tak, jak dotychczas, bez wahania sięgnąć po telefon w sytuacji nagłego zagrożenia zdrowotnego, wezwać zespół ratownictwa medycznego, on zostanie niezwłocznie wysłany - podkreślił wojewoda.
Dodał, że zmiany były przygotowywane już od kilku lat, a redukowanie dyspozytorni ma związek przede wszystkim z postępem technicznym. - Decyzja, która również weszła w życie 1 stycznia 2021 roku, decyzja o tym, że odpowiedzialność za system ratownictwa medycznego, w tym właśnie przede wszystkim przez dyspozytornię medyczną na terenie województwa sprawuje wojewoda, także była zapowiadana już od dłuższego czasu - dodał Radziwiłł.
"Słyszałem słowa jątrzące, podważające poczucie bezpieczeństwa mieszkańców"
O zarzutach mówił tak: - W ostatnich tygodniach grudnia mieliśmy do czynienia ze zmasowaną nagonką na przygotowane przez nas prace. Muszę powiedzieć, że z wielkim żalem: wówczas słyszałem te złe słowa, jątrzące, podważające poczucie bezpieczeństwa mieszkańców Mazowsza z ust osób najlepiej poinformowanych, takich które powinny czuć się odpowiedzialne za cały ten proces. Pan marszałek Adam Struzik wielokrotnie wypowiadał się na temat jakoby grożącego mieszkańcom Mazowsza niebezpieczeństwie. Mówił np. pod koniec grudnia: "jesteśmy głęboko zdegustowani i zaniepokojeni decyzjami pana wojewody". Podkreślam: wojewody, który wypełniał po prostu prawo, które obowiązuje od dłuższego czasu - zaznaczył wojewoda.
Przypomniał, że Struzikowi zależało na tym, żeby dyspozytornie jeszcze podlegały warszawskiemu pogotowiu w 2021 roku. - Czemu miało by służyć opóźnianie zmian? Przepisy, które umożliwiały takie przejściowe rozwiązania, miały służyć sytuacji, kiedy nie byłoby możliwe zorganizowanie tego przekształcenia. Tymczasem wszystko zostało przygotowane - podkreślił dalej.
Marszałek w grudniu mówił także o nieroztropności tej decyzji; że można było poczekać, wyrażał obawy o zdrowie obywateli. - Tego typu słowa uważam nie tylko za nieprawdziwe, ale mające charakter jątrzenia, niepotrzebnego podważania poczucia bezpieczeństwa nic z takich rzeczy nie mogło się zdarzyć i się nie zdarzyło - zauważył Radziwiłł.
Jak dodał, słowa krytyki miały charakter dezinformacji.
"Niepokojące informacje dotyczące zastraszania pracowników"
- Wśród osób, które prowadziły tę kampanię dezinformacji i nienawiści - nie waham się użyć tego słowa - była osoba pana Krzysztofa Strzałkowskiego, który pełni funkcję przewodniczącego komisji zdrowia i kultury fizycznej w Sejmiku Województwa Mazowieckiego, ale oprócz tego jest burmistrzem warszawskiej dzielnicy Wola. Zupełnie zdumiewające jest, że burmistrz, który powinien zajmować się raczej sprawami swojej dzielnicy, jest jednym z najbardziej aktywnych harcowników różnego rodzaju narzędzi internetowych i robi wszystko, żeby dezinformować, burzyć spokój i podważać poczucie bezpieczeństwa - ocenił Radziwiłł.
Jak dodał, do słów krytyki dołączył też dyrektor pogotowia Meditrans Karol Bielski, który przed wprowadzeniem zmian wypominał wojewodzie, że są podejmowane na ostatnią chwilę, a przejęcie dyspozytorni będzie "przerwaniem ciągu dobrych praktyk w pogotowiu". - Niestety dyrektor pogotowia ratunkowego w Warszawie robi wszystko, by utrudnić płynne przejście dyspozytorów z pogotowia ratunkowego do mazowieckiego urzędu wojewódzkiego. Nie informuje albo dezinformuje swoich pracowników. Docierają do nas również niepokojące informacje o zastraszaniu tych pracowników, o zapowiedzi, że w przyszłości nie będą mieli, czego szukać w pogotowiu ratunkowym - powiedział Radziwiłł. - Na razie nie mamy informacji co do Warszawy, ale takie zastraszanie zostało sfinalizowane w postaci decyzji innego dyrektora pogotowia - w Ostrołęce - który właśnie niedawno zwolnił dwóch pracowników, dwóch ratowników jeżdżących w zespole ratownictwa medycznego, doświadczonych ludzi, w stosunku, do których nigdy nie było żadnych skarg ani żadnych zastrzeżeń, którzy po prostu zdecydowali się przejść do pracy w dyspozytorniach wojewody mazowieckiego. To są rzeczy nie tylko oburzające, nie powinny mieć miejsca - dodał wojewoda.
Za Meditransu dyspozytornia w połowie zapełniona, teraz - cała
Odniósł się także do słów Bielskiego. - Ten ciąg dobrych praktyk prowadzonych w warszawskim Meditransie wygląda w ten sposób, że na przykład: listopad 2020 roku - okazuje się, że co najmniej w połowie dni nie ma więcej niż połowy obsady. Nieobecnych na 15 osób jest 9, 8 czy 7 osób. A takich dni, kiedy wszyscy byliby obecni prawie się nie spotyka. To jest ta dobra praktyka w pogotowiu - ocenił wojewoda. O brakach w obsadzie dyspozytorów w stołecznym pogotowiu informowaliśmy tutaj.
Radziwiłł przypomniał, że zgodnie z przepisami w dyspozytorni na dyżurze powinno być 14 dyspozytorów i główny dyspozytor - razem 15 osób. Dodał też, że w przypadku braku personelu pacjenci nie czekają w kolejce - zgłoszenia przekazywane są do innych stacji na terenie całej Polski. - Dzisiaj mogę powiedzieć z dumą, że praktycznie w ciągu całego stycznia, który właśnie się kończy, mieliśmy całkowite pokrycie personelem dyspozytorni. Średnia zatrudnienia waha się między 13 a 14, czyli jest to zgodne z przepisami i jest solidnym zabezpieczeniem - ocenił wojewoda.
- W tej chwili takich przekazywanych do innych województw wezwań jest niewiele ponad dwa tysiące. Przypomnę: wcześniej było ich ponad pięć tysięcy - pochwalił się wojewoda. Przypomniał też obawy Bielskiego co do kwalifikacji zatrudnionych osób. Zaznaczył, że jego dyspozytorzy są doświadczeni, nie ma żadnych nowicjuszy, a jeśli są, to pracują tylko pod opieką innych.
Wojewoda: dyspozytorzy zwalniani w zemście
- Osobiście byłem dotknięty do żywego informacją o tym, że w zemście - nie potrafię znaleźć innego lepszego słowa - zwalniani są dyspozytorzy, ratownicy, którzy zdecydowali się na podjęcie pracy w dyspozytorniach medycznych wojewody - mówił Radziwiłł. Jak wskazał, zwalniani są przez dyrektorów macierzystych stacji pogotowia ratunkowego. - Zwróciłem się do pana marszałka Adama Struzika z prośbą osobisty nadzór nad tą całą sytuacją - dodał wojewoda Radziwiłł.
Wskazał też, że "wszystkie nieprzyjemne sytuacje" ze strony warszawskiego pogotowia trwają do dzisiaj. - Teczki personalne dotychczasowych pracowników pogotowia ratunkowego, dyspozytorów, którzy przeszli do mazowieckiego urzędu wojewódzkiego, nie trafiły do mazowieckiego urzędu wojewódzkiego. To jest ewidentne łamanie prawa, przede wszystkim w zakresie praw pracowniczych. Dlatego zwróciłem się z prośbą do Państwowej Inspekcji Pracy o to, aby rozpoczęła kontrolę - dodał. Jednocześnie przypomniał, że o sprawie poinformował także prokuraturę.
- Ta sytuacja straszenia pracowników jeszcze w grudniu, a obecnie zemsta na nich za to, że zdecydowali się pracować w dyspozytorni w gestii wojewody spowodowała, że zwróciłem się z osobistą prośbą do pana marszałka o przywrócenie do pracy tych dyspozytorów, którzy zostali zwolnieni w Ostrołęce - poinformował na koniec wojewoda.
Źródło: tvnwarszawa.pl