Do zdarzenia doszło w grudniu. Na stacji Stokłosy pasażerowie oniemieli, gdy do przejścia podziemnego przed zejściem na perony wjechał samochód. Metro Warszawskie zawiadomiło w tej sprawie policję. Wraz z informacją – jak zapewnia nas rzeczniczka podziemnej kolejki Anna Bartoń – przekazało nagrania z monitoringu.
Czy kierowca zrobił to przypadkiem, a może celowo? Tego wciąż nie wiemy. Policja nie zakończyła swojego postępowania. - W przedmiotowej sprawie nadal prowadzone są czynności wyjaśniające. Sprawa nie została zakończona – powiedziała nam krótko Natalia de Laurans z komisariatu policji Metra Warszawskiego.
Dopytywana kilkukrotnie, czy funkcjonariusze wiedzą, kto siedział za kierownicą, powtarzała jedynie: - Trwają czynności zmierzające do ustalenia sprawcy.
Po incydencie ustawili bariery
Jak doszło do tego, że auto pojawiło się w miejscu, gdzie mogą przebywać tylko piesi. Tunel jest szeroki, a oba wejścia znajdują się na poziomie chodnika. W grudniu nie stały przed nimi żadne przeszkody, które blokowałyby wjazd. Do wlotu po zachodniej stronie alei KEN można dojechać uliczką między budynkami. Trudniej zrobić to od wschodu, bo obok wlotu od strony ulicy Bacewiczówny znajdują się schody. Żeby je ominąć, łamiący przepisy kierowca musiałby przejechać po trawniku i chodniku. Już po incydencie przy wjeździe do tunelu stanęły betonowe zapory.
Sprawa wróciła niedawno na facebookowej stronie "Święte krowy warszawskie". "Mija siedem miesięcy. Dotarłem do informacji o tym, co się dzieje dalej w tej sprawie. Spodziewałem się w miarę szybkiej reakcji po szumie medialnym i ustawieniu barier. Jak informuje źródło, czynności w tej sprawie trwają. Na ten moment nie ustalono nawet kierującego. Wobec tego autor słynnego wyczynu nie poniósł odpowiedzialności i być może nie poniesie" - napisał jeden z członków grupy.
Autorka/Autor: kz/b
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Facebook / Obywatele Ursynowa