Marcin "Borkoś" Borkowski wraca do zdrowia i do ratowania ludzi. Znany warszawski ratownik po wypadku na motoambulansie wciąż przechodzi rehabilitację, ale już szykuje się do wyjazdu na ulice. Tym razem nie będzie jednak jeździł w karetce i nie na skuterze. O to, kiedy i w jakiej roli wróci do pomagania warszawiakom, pytał ratownika Łukasz Wieczorek, reporter magazynu "Polska i Świat" w TVN24.
- Ten niewielki procent szans na przeżycie zrobił swoje, ale ktoś na górze sobie porachował, dał "Borkosiowi" zostać na tym padole, no i działam - mówi ratownik medyczny. Pół roku temu Marcin Borkowski uległ poważnemu wypadkowi. W stanie ciężkim trafił do szpitala. Skończyło się na pięciu operacjach i 21 dniach śpiączki farmakologicznej.
Ratownik wciąż się rehabilituje. Gdy nasza kamera odwiedziła go w grudniu ubiegłego roku, opisywał, że wielkim sukcesem jest przejście kilkunastu kroków. Teraz chodzenie nie sprawia mu już problemów. Do pełnej sprawności nie wróciła jednak prawa ręka. - Łokieć jest dość sztywny, nie bardzo się zgina, ale tutaj liczę na postępy medycyny, coś może pomogą - przyznaje "Borkoś". Problem z ręką może być przeszkodą w prowadzeniu reanimacji, ale ratownik nie zamierza odpuszczać. Ma pomysł, jak sobie z tym radzić. - Jeśli chodzi o uciskanie klatki piersiowej ręcznie, to trzeba mieć obie ręce proste w łokciu. Prawa ręka prosta długo jeszcze nie będzie. Ale są świadkowie zdarzenia, których ja mogę śmiało zaangażować: "proszę pana, proszę podejść i uciskać klatkę piersiową" i w ten sposób udzielanie pierwszej pomocy będzie jak najbardziej możliwe - twierdzi Borkowski.
Pierwszy dyżur przed wakacjami
Jak opisywaliśmy na tvnwarszawa.pl, "Borkoś" zamierza zamienić motoambulans na auto osobowe z automatyczną skrzynią biegów. W zanadrzu ma też jeszcze pojazd elektryczny firmy Triggo, który nazwał "ambulansem szybkiego reagowania". Pod Łodzią trwają testy, a ratownik współpracuje nad jego przystosowaniem do wymagań pojazdu ratowniczego. Zaletą mają być małe gabaryty, które ułatwią szybki dojazd na miejsce wezwania.
- Jeżeli jedziemy w korkach, przednie koła składają się i jego szerokość jest nie większa niż 90 centymetrów, co pozwala nam w korku podróżować. Ale gdy ten korek opuścimy i mamy przed sobą prostą, to koła rozsuwają się i stabilnie pędzimy do zdarzenia - wyjaśnia ratownik. Na pierwszy dyżur Borkowski zamierza wyruszyć jeszcze przed wakacjami. Nie ukrywa niecierpliwości. - Ja bym chciał już, ale rodzi mi się w maju dziecko. No i tak uciec żonie po urodzeniu dziecka do ambulansu... trzeba troszeczkę pomóc, bo to dużo obowiązków - wyznaje.
Kim jest "Borkoś"?
Marcin "Borkoś" Borkowski był ratownikiem w stołecznym pogotowiu. W wolnym czasie pomagał poszkodowanym w wypadkach także jako wolontariusz. Jeździł po warszawskich ulicach motoambulansem, który kupił za prywatne pieniądze. Gdy doszło do wypadku autobusu, który spadł z trasy S8, był jednym z pierwszych ratowników na miejscu. Za tę akcję został nagrodzony przez wojewodę mazowieckiego.
Jest znany również ze swojego kanału w serwisie YouTube, na którym tłumaczy, jak pomóc rannemu w wypadku drogowym.
13 października 2021 roku Marcin Borkowski miał poważny wypadek. Na ulicy Szwedzkiej udzielał jeszcze pomocy poszkodowanemu nastolatkowi, później ruszył do kolejnego zgłoszenia. Wtedy zderzył się z samochodem osobowym przy skrzyżowaniu Radzymińskiej i Folwarcznej. Trafił do szpitala z połamanymi kończynami, a jego stan od początku określany był jako poważny.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24