Praca licencjacka, którą pisała Małgorzata, leży tam, gdzie ją trochę półtora roku temu zostawiła. Kapcie Lenki jakby przyklejone do podłogi przy łóżku. Koledzy z klasy Ani wciąż dla niej rysują. A kuzynka dziewczynek pyta: czy one w niebie mają zabawki?
Tekst został opublikowany 16 listopada 2019 roku. Prezentujemy go w ramach przeglądu najważniejszych artykułów Magazynu TVN24 2019 roku.
Do domu mieli już niedaleko. I najpewniej rowerami, którymi jechali, dotarliby tam w dziesięć minut. Albo i szybciej. Bo i ruch niewielki. Sobota. A jeszcze tydzień temu o tej samej godzinie, w tym samym miejscu, naliczyłam pięć aut w dziesięć minut. Bo kto tędy przejeżdża, powinien znać drogę i wiedzieć, że zbliża się do zakrętu. Zwolnić. Ograniczenie prędkości. Teren zabudowany.
Ale pięcioletnia Lenka potknęła się na rowerku. I bardzo chciała opowiedzieć mamie, co się wydarzyło. Więc się zatrzymali. Może na minutę. I kiedy już mieli ruszyć, usłyszeli pisk opon.
Robert: – Światło zgasło.
***
Małgosia nie żyje.
43-latka, o której bliscy powiedzą "serce rodziny". Szczęśliwa żona, spełniona matka 20-letniego dziś Pawła i 17-letniego Szymona, pięcioletniej wtedy Lenki i siedmioletniej Ani. Na co dzień opiekunka chłopca z autyzmem. Sam ją wybrał. Jaka była dumna! To dla niego poszła na zaoczne studia. Właśnie kończyła licencjat z pedagogiki. W lipcu miała się bronić.
Małgosia, ukochana, o której mąż mówił "głowa rodziny".
Babcia Sabina: – Jak o coś zapytałam zięcia, odpowiedział: zobacz, tam siedzi kierownik, głowa rodziny, pytaj. Pamiętała o wszystkim: urodzinach dzieci, braci, rodziców, przyjaciół.
Nawet jak ktoś z rodziny chciał umówić się do Roberta na naprawę samochodu, dzwonił do niej. Umawiała, organizowała.
14 kwietnia 2018 roku Małgosi udało się wyrwać wcześniej z zajęć. Robert miał wolne i razem z córkami pojechali do rodziców Małgorzaty. Jakiś kilometr od ich domu. Chłopcy zostali. Nie widzieli, jak Lenka pierwszy raz jedzie do dziadków rowerem. Jaka to była dla niej radość!
Karolina, szwagierka Małgorzaty, mieszkała z dziadkami: – Dziewczynki bawiły się na podwórku z moją córką, wtedy pięcioletnią Natalką. Puszczały latawiec. Pamiętam, jak Ania uśmiechała się i mówiła: zobacz ciociu, jakie ładne dziś niebo.
Babcia Sabina: – Mąż był wtedy chory. Mówiłam Małgosi: tata tak się źle czuje, włosy mu wychodzą. Ale córka odjeżdżała i powiedziała: mamo nie przejmuj się, będzie dobrze.
Uwierzyła.
Potem wsiedli na rowery.
Zapadł już wyrok w tej sprawie. Sąd po blisko rocznym procesie skazał Kamila B. na cztery lata więzienia.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24