Reporterka TVN24 rozmawiała z kobietą podającą się za świadka tragicznego wypadku na Pradze. Kobieta relacjonuje, że feralnego wieczora szła w kierunku miejsca, w którym doszło do wypadku. Twierdzi, że dziewczynka miała zielone światło.
"To było zielone światło"
- Samochody stały. Zielone światło było. On (kierowca - red.) się nie zatrzymał. Dwa razy zatrąbił. Jak on ją walnął, nie chciałam podejść, niedobrze mi było - opowiada kobieta. - To było zielone światło, bo stały samochody, a on jeden się nie zatrzymał. Nawet nie hamował - relacjonuje.
Podtrzymuje też wersję o piłce, za którą miała biec ofiara.
- Dziewczynki dwie wychodziły z bramy, szły po picie, bo grały w piłkę. Dwie szły prosto po picie. Ona sobie piłkę odbijała nóżkami, ta, co zginęła. Piłka jej wypadła. Ja szłam z Zamojskiego, ona wyleciała po piłkę. Ja widziałam, jak ona leciała po tą piłkę - opowiada kobieta i dodaje, że jest gotowa złożyć zeznania na komendzie. - Rozmawiałam z panem policjantem (tuż po wypadku - red.) i powiedział, że będę wzywana - zapewniła.
W rozmowie z reporterką TVN24 kobieta opowiadała również o sukcesach sportowych dziewczynki, którą znała. 14-latka zdobywała liczne nagrody i medale na zawodach pływackich.
W mediach pojawiają się informacje, że rodzina ofiary jest w bardzo złej sytuacji finansowej, a sąsiedzi rozpoczęli zbiórkę pieniędzy na pogrzeb.
Śmiertelny wypadek
Do wypadku doszło w piątek 1 lipca. Na skrzyżowaniu ulic Targowej i Kijowskiej mężczyzna potrącił śmiertelnie 14-latkę.
Kierowca pojazdu był znany warszawskiej policji. Dwa lata temu stracił prawo jazdy, w tym czasie trzykrotnie łapano go na jeździe bez uprawnień. W lutym tego roku mężczyzna odzyskał prawo jazdy.
Szczegółowy przebieg zdarzenia jest przedmiotem prokuratorskiego śledztwa. W niedzielę prokuratura poinformowała, że 26-latek kierujący hondą usłyszał zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Na dwa miesiące trafił do aresztu.
m/b