Czasami samochody się psują i odmawiają posłuszeństwa - wiadomo. Najczęściej zepsute auta się naprawia i znowu można nimi jeździć. Niekiedy zdarza się, że zepsuty samochód przechodzi autonaprawę - to znaczy naprawia się sam. Tak przynajmniej wyglądała scena, którą zaobserwował nasz reporter. Ocenę pozostawiamy czytelnikom.
Kierowca podjeżdża syreną. Widzi zakaz, a mimo to parkuje. Chwilę później wyjmuje z samochody nogi manekina i układa pod samochód. Podchodzi policjant, mandatu nie wlepia, oferuje jedynie pomoc.
Tak było u Tadeusza Chmielewskiego w filmie "Nie lubię poniedziałku". Rzecz działa się w Warszawie i najwidoczniej mieszkańców stolicy zainspirowała. Sytuację, którą można skojarzyć z dawnym filmem, dostrzegł nasz reporter Lech Marcinczak.
Przyszedł, zamknął klapę i pojechał
- Jechałem Wołoską. Na skrajnie prawym pasie przed skrzyżowaniem z Odyńca dostrzegłem samochód. Klapa była otwarta. Myślę: zatrzymam się, pomogę – relacjonuje Marcinczak.
I tak zrobił. Jednak kiedy podszedł do auta, kierowcy nie było.
- Poczekałem pół godziny. Wtedy szybkim krokiem do samochodu podszedł mężczyzna, który bez żadnego zażenowania zamknął klapę i pojechał – opowiada nasz reporter, który zaznacza, że w tej okolicy o miejsca parkingowe ciężko.
- A ludzie, którzy omijali samochód, robili zdjęcia, uśmiechali się i odchodzili – dodaje.
z/mś