W Warszawie na placu Zamkowym odbyła się demonstracja pod hasłem "Kabul/Kaból". Uczestnicy domagali się reakcji rządu polskiego i instytucji międzynarodowych na sytuację w Afganistanie. W tym samym celu kilkadziesiąt osób zebrało się także przed amerykańskim konsulatem w Krakowie.
W niedzielę około południa w Warszawie i Krakowie odbyły się manifestacje solidarności z Afgańczykami.
- Kilkadziesiąt osób, które przyszły pod kolumnę Zygmunta, przede wszystkim mówiły o marzeniach. Marzeniach, które miały afgańskie kobiety i marzeniach, które odebrali im Talibowie, bo nie będzie już przyszłości. Ona będzie przysłonięta burką. To były marzenia o edukacji, o pracy, o normalnym życiu, które jest w tej chwili zagrożone. To była manifestacja solidarności z afgańskimi siostrami, jak mówili uczestnicy tej manifestacji – zarówno kobiety i mężczyzny - relacjonowała z placu Zamkowego reporterka TVN24 Małgorzata Telmińska.
Manifestujący mówili o hańbie dla całego świata, że dopuścił do tego, by do władzy wrócili Talibowie, którzy dziś zagrażają Afgankom i Afgańczykom. - To była też manifestacja wsparcia dla uchodźców. Nie bez powodu powiewała tutaj charakterystyczna pomarańczowa flaga z czarnym pasem, symbol solidarności z uchodźcami. Dużo tutaj mówiło się o sytuacji uchodźców, także tych, którzy koczują na granicy z Białorusią. Była mowa o niehumanitarnym ich traktowaniu, o tym, że zostali skazani na urągające im warunki sanitarne, że nie mogą skorzystać ze swoich praw i szukać bezpieczeństwa w kraju takim jak Polska, bo tutaj rządzi polityka, a nie prawo człowieka do bezpiecznego i godnego życia - opowiadała Telmińska.
Żaden człowiek nie jest nielegalny
Kilkadziesiąt osób zebrało się także przed amerykańskim konsulatem w Krakowie. - Uczestnicy tego protestu podkreślali, że nie zgadzają się na to, co się dzieje w Afganistanie. Były wezwania, żeby świat zareagował. Uczestnicy również bardzo wyraźnie podkreślali, że nie zgadzają się na to, co dzieje się na granicy polsko-białoruskiej i wzywali do polskich władz, żeby uchodźcy zostali przyjęci i żeby została im udzielona pomoc. Były przemówienia, okrzyki między innymi takie, że żaden człowiek nie jest nielegalny - opisywał z kolei reporter TVN24 Mateusz Półchłopek.
Grupa obcokrajowców koczuje w Usnarzu Górnym w lesie na granicy polsko-białoruskiej. Chcą dostać się do Polski i starać się o pomoc międzynarodową. Przejścia na polską stronę pilnują żołnierze i funkcjonariusze Straży Granicznej. Natomiast z białoruskiej strony przed ewentualnym odwrotem zagradzają im drogę tamtejsze służby .W piątek do migrantów próbowali się dostać między innymi prawnicy i lekarz. Nie zostali dopuszczeni do grupy.
Źródło: tvnwarszawa.pl, TVN24