Więcej łóżek, mniej chorych. "Karetki się rozjechały"

Karetki na stacji wyczekiwania przy ulicy Woronicza
Rozmowa załogi karetki z dyspozytorem pogotowia w Warszawie
Karetki pogotowia już nie ustawiają się w "korkach" przed warszawskimi szpitalami. - W tej chwili maksymalny czas przekazania pacjenta do szpitala nie przekracza dwóch godzin. Ale to są ekstremalne przypadki. Zazwyczaj odbywa się to normalnie - mówi w rozmowie z tvnwarszawa.pl Karol Bielski, dyrektor warszawskiego pogotowia.

Nagrania rozmów pomiędzy załogami karetek, dyspozytorami pogotowia i szpitalnymi oddziałami ratunkowymi publikowaliśmy w portalu tvn24.pl od połowy października. W rozmowach słyszeliśmy, jak ratownicy jeżdżący między szpitalami próbowali bezskutecznie przekazać pacjentów. Nierzadko czekali przez wiele godzin w kolejkach na szpitalnych podjazdach. Nierzadko spotykali się z odmowami przyjęcia pacjentów.

Minęło półtora miesiąca. Czy coś się zmieniło? O to zapytaliśmy warszawskich ratowników medycznych, stołeczny ratusz oraz rzeczniczkę wojewody mazowieckiego. Wszyscy są zgodni: jest lepiej. Ale wskazują też, co jeszcze trzeba zmienić.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE >>>

Praktycznie na bieżąco

- Rozmawiałem z dwoma ratownikami medycznymi. Obaj mówią to samo: zwiększyła się baza covidowa łóżek w stolicy, przez co faktycznie nie ma sytuacji, w której załoga musi stać w karetce przed szpitalem dziesięć godzin albo i dłużej. Natomiast dalej jest tak, że przekazywanie pacjentów może trwać kilka godzin - mówi Artur Węgrzynowicz, reporter tvnwarszawa.pl, który już na początku października nagrał kolejkę karetek przed szpitalem na Stępińskiej.

W podobnym tonie o aktualnej sytuacji w warszawskim pogotowiu mówi jego dyrektor Karol Bielski. - Skrócił się czas przekazania pacjenta od momentu interwencji ratownictwa medycznego do czasu przyjęcia pacjenta do szpitala. I to znacznie. Nie mamy teraz do czynienia z sytuacjami, z którymi mieliśmy do czynienia jeszcze miesiąc, półtora miesiąca temu, kiedy czekaliśmy osiem albo dziesięć. W tej chwili maksymalny czas przekazania nie przekracza dwóch godzin. W ekstremalnych przypadkach. Ale praktycznie na bieżąco się to odbywa - mówi Karol Bielski.

- Nie ma takiego przypadku, żeby zespoły ratownictwa medycznego oczekiwały długo na przekazanie pacjenta. Nie ma takiej sytuacji, że pacjent musi czekać w ambulansie szereg godzin na to, żeby został przyjęty. Praktycznie nie występują w tym momencie sytuacje, że pacjent na terenie Warszawy odsyłany jest od szpitala do szpitala - dodaje.

1610N058XST KARETKI1
"Ale mamy go tu rzucić pod drzwi? Czy gdzie?"
Źródło: TVN24

Więcej łóżek covidowych

Z czego to wynika?

W połowie października na Mazowszu dostępnych było 1 563 łóżek dla osób chorych na COVID-19. W Warszawie, bardzo długo zakażonych koronawirusem wożono jedynie do dwóch szpitali: MSWiA przy Wołoskiej oraz zakaźnego przy Wolskiej. Teraz liczba łóżek dla zakażonych wzrosła ponad trzykrotnie.

- Obecnie w województwie mazowieckim ogólna liczba łóżek przeznaczonych dla pacjentów z COVID-19 to 5 377, z czego zajętych jest 2 785 - mówi Ewa Filipowicz, rzeczniczka wojewody mazowieckiego Konstantego Radziwiłła.

Dodaje, że obecnie praktycznie każdy szpital ma zapewnione łóżka dla zakażonych. Na Mazowszu wyznaczono 86 placówek do opieki nad pacjentami z COVID-19.

- Łóżka covidowe mają już praktycznie wszystkie szpitale w Warszawie, przez co karetki się rozjeżdżają. Nie ma takiej sytuacji, że wszystkie zjeżdżają się do jednego szpitala zakaźnego - komentuje Artur Węgrzynowicz z tvnwarszawa.pl.

Więcej jest też respiratorów, a ratownicy medyczni nie muszą jeździć z pacjentem "w ich poszukiwaniu". Jeszcze 28 października informowaliśmy, że na Mazowszu wolnych było dziewięć urządzeń. Tego samego dnia przybyło 2600 nowych zakażeń w regionie.

- Liczba respiratorów dla pacjentów zakażonych wirusem SARS-CoV-2 to 416, z czego zajętych jest 301 - podaje teraz rzeczniczka wojewody.

Mniej przypadków

W ostatnich dniach spadła też liczba osób zakażonych koronawirusem przez co interwencji ratowników medycznych jest mniej.

- W tej chwili można powiedzieć, że nieco spadła liczba interwencji względem tych, które były miesiąc temu. Jeżeli taki trend by się utrzymał, byłaby to naprawdę dobra informacja. Po tym okresie znaczącego spadku zakażeń, po okresie wakacyjnym, fala która przyszła na jesieni, mimo że oczekiwana i przez wielu fachowców wskazywana jako wydarzenie, które na pewno nastąpi, spowodował osłabienie czujności. Natomiast w tej chwili dużo więcej wiemy o wirusie, jak postępować z zakażonymi. Algorytmy postepowania uległy doprecyzowaniu, co wpływa na przyspieszenie procedur – twierdzi Bielski.

Wojewoda wyciągnął wnioski

Wnioski po publikacji dramatycznych nagrań wyciągnął też, jak zapewnia jego rzeczniczka, wojewoda mazowiecki.

- Codziennie analizowany jest czas oczekiwania każdej karetki, która przywiozła pacjenta do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego lub Izby Przyjęć. Szczegółowy monitoring wskazuje, że w ostatnim czasie okres oczekiwania na przyjęcie pacjenta sukcesywnie ulega skróceniu - twierdzi Ewa Filipowicz.

Obecnie na terenie województwa mazowieckiego pracuje 200 zespołów ratownictwa medycznego. - Oddział Ratownictwa Medycznego w Wydziale Zdrowia Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego analizuje czas oczekiwania każdej karetki przed szpitalem i wyjaśnia sytuacje, w których przekazanie pacjenta budziło wątpliwości - mówi Filipowicz.

Według przedstawicieli wojewody od 1 do 16 listopada incydentów (czyli zdarzeń budzących wątpliwości) odnotowano dziewięć.

- W tym czasie do szpitali na Mazowszu przyjęto od zespołów ratownictwa medycznego ponad 9 200 pacjentów, nie tylko z podejrzeniem lub potwierdzonym zakażeniem SARS-CoV-2, co pokazuje, że długi czas oczekiwania karetki na przekazanie pacjenta zdarza się rzadko i dotyczy sytuacji losowych - zaznacza Filipowicz.

- W związku z nieprawidłowymi praktykami stosowanymi przez szpitale opracowano również zalecenia dla szpitalnych oddziałów ratunkowych oraz izb przyjęć dotyczące postępowania z pacjentami ze stwierdzonym zakażeniem lub podejrzanych o zakażenie SARS-CoV-2 - dodaje rzeczniczka Konstantego Radziwiłła.

Poprawiła się również, na co zwracają uwagę ratownicy medyczni, współpraca z Wojewódzkim Koordynatorem Ratownictwa Medycznego. Do zadań WKRM należy między innymi współpraca z głównym dyspozytorem medycznym i jego zastępcą czy koordynacja współpracy dyspozytorów medycznych. Wcześniej, jak mówią ratownicy medyczni, tej współpracy praktycznie nie było.

Na to też zwraca uwagę Ewa Filipowicz. - Wzmacniana jest rola Wojewódzkiego Koordynatora Ratownictwa Medycznego, który wraz z zespołem monitoruje 24 godziny na dobę sytuację w ratownictwie medycznym. Mazowiecki Urząd Wojewódzki prowadzi całodobowy monitoring odmów przyjęć pacjentów przywiezionych przez Zespół Ratownictwa Medycznego do szpitali oraz placówek, które nie udzieliły pacjentowi pomocy. Wszystkie przypadki, w których nastąpiła odmowa przyjęcia oraz długie czasy oczekiwania zespołów ratownictwa medycznego w szpitalach, przekazywane są do Narodowego Funduszu Zdrowia - mówi Filipowicz.

Co z pacjentami niecovidowymi?

Ale są też pola do zmiany.

- Przez to, że zwiększyła się liczba łóżek covidowych, zmniejszyła się liczba łóżek na innych oddziałach. Powyłączane zostały oddziały internistyczne, neurologiczne, urazowe, głównie ortopedyczne, co powoduje, ze zaczyna robić się problem z przekazywaniem pacjentów, którzy nie mają objawów COVID, ale mają inne dolegliwości. Dla takich pacjentów miejsc brakuje. Ten problem zaczyna narastać, teraz jest dobry czas, żeby coś z tym zrobić - mówili Arturowi Węgrzynowiczowi ratownicy medyczni, z którymi rozmawiał.

Do 31 października stołeczny ratusz w warszawskich szpitalach na potrzeby walki z koronawirusem oddał 550 z 2413 łóżek. Niektóre szpitale całkowicie zmieniły się w placówki, gdzie pomaga się zakażonym pacjentom.

- Zauważamy mniejszą zajętość łóżek covidowych w porównaniu do kilku tygodni wstecz. Mamy obecnie w naszych miejskich szpitalach kilkadziesiąt wolnych łóżek covidowych, natomiast mamy również decyzję Ministerstwa Zdrowia, że w szpitalu Czerniakowskim, który był całkowicie przeznaczony dla pacjentów covidowych, z 200 łóżek mamy 148 przeznaczyć dla pacjentów z innymi schorzeniami - mówi Karolina Gałecka rzeczniczka stołecznego ratusza.

1610N059XST KARETKI2
"Okopali się. Krokodyle są w fosie"
Źródło: TVN24

Ratownicy nie chcą testować

Znów utrudnić pracę ratowników medycznych może też nowelizacja rozporządzenia ministra zdrowia w sprawie medycznych czynności ratunkowych i świadczeń zdrowotnych innych niż medyczne czynności ratunkowe. Z projektu rozporządzenia wynika, że niezdiagnozowanych pacjentów mogliby testować ratownicy medyczni, jeszcze w karetce.

"Projektowane rozporządzenie umożliwia ratownikom medycznym wykonywanie testów antygenowych na obecność choroby COVID-19 już na etapie przedszpitalnym” - zaznaczyło ministerstwo w projekcie zmiany rozporządzenia.

Zdaniem resortu, ratownik medyczny już w trakcie studiów "poznaje przyczyny, objawy, zasady diagnozowania i postępowania profilaktycznego w najczęstszych chorobach bakteryjnych i wirusowych. Powinien też umieć rozpoznawać zarażenia wirusami i bakteriami".

Resort zaznacza też, że producenci testów antygenowych dopuszczają, by przeprowadzała je osoba wykonująca zawód medyczny. "Nie ma więc przeszkód, aby ratownik medyczny wykonywał test antygenowy" - napisał resort w Ocenie Skutków Regulacji (OSR).

- Jeżeli ratownicy medyczni będą teraz testować i oczekiwać na wyniki w karetce przed podjęciem dalszych działań, to możemy sobie wyobrazić, że każda karetka będzie miała wydłużony czas interwencji, że będzie mniejsza dostępność ambulansów w Warszawie, ale i w całym kraju. Będzie dochodził dodatkowy czas, żeby przetestować tę osobę - komentuje Karol Bielski.

Pomóc możemy też my

Ale jest jeszcze coś, na co zwracają uwagę ratownicy medyczni. Pojawia się dużo pacjentów z objawami zakażenia, którzy nie wykonali testu. To ludzie, którzy często boją się kwarantanny: swojej i swoich najbliższych. Boją się o pracę. Dlatego nie chcą robić testu. A kiedy ich stan się pogorszy, pojawia się temperatura, duszności, wtedy taki pacjent jest traktowany jako pacjent z podejrzeniem. Musi przejść brudną ścieżkę SOR-u, musi mieć zrobiony test w szpitalu, co powoduje, że udzielenie mu pomocy znacznie się wydłuża.

- Apelujemy: nieważne, czy mamy lekki czy ciężki przebieg choroby, musimy mieć zrobiony test, ponieważ w przypadku pogorszenia się stanu zdrowia znacznie szybciej udzielana jest pomoc, a ratownicy medyczni wiedzą, do jakiego szpitala pacjenta przewieźć - mówi Karol Bielski.

Czytaj także: