Warszawska Legia w końcu w elitarnej Lidze Mistrzów? Mistrz Polski przegrywał w Bukareszcie ze Steauą, ale remis zapewnił mu Kuba Kosecki. Teraz, do awansu, wystarczy teoretycznie bezbramkowy remis przy Łazienkowskiej.
Zaczęło się od minuty ciszy dla tragicznie zmarłego byłego piłkarza i trenera Steauy – nie uszanowali jej jednak kibice ze stolicy Polski.
Nie istnieli
Nie wiadomo, czy podrażniło to gospodarzy, ale ci od pierwszych minut ruszyli na bramkę gości z Warszawy. Legioniści zadanie im ułatwiali - tylko w pierwszych pięciu minutach czterokrotnie oddawali piłkę rywalom.
Napór mistrza Rumunii rósł, na szczęście świetnie dysponowany był Kuciak - najpierw świetnie obronił w sytuacji sam na sam ze Stanciu, potem wypiąstkował groźny strzał z dystansu.
W 33. minucie Stadion Narodowy w Bukareszcie w końcu eksplodował - przy pułapce ofsajdowej zaspał Dossa Junior, a włoski napastnik Federico Piovaccari sprytnie przelobował Kuciaka.
Dopiero wtedy w grze drużyny Jana Urbana coś drgnęło. Najlepszą okazję miał Jakub Wawrzyniak, który groźnie strzelał z dystansu, a bliski dobitki był jego imiennik, Rzeźniczak.
Legia "przegrywała" głównie na skrzydłach, bo piłkę co chwilę gubił Kuba Kosecki. I wszystko odmieniło się w szatni - na drugą połowę legioniści wyszli dużo pewniej i od początku 2. połowy zaczęła przedostawać się pod pole karne rywali.
Obudził się
Na Koseckiego narzekano, ale to on wystąpił w roli głównej - w 53. minucie dośrodkował Radović, a piłkę sprytnie przepuścił Saganowski. Synowi wiceprezesa PZPN nie wypadało nie trafić z bliska. Po chwili wbiegł na bandy reklamowe i w swoim stylu zasalutował.
Obecności w LM nie może jednak jeszcze zameldować. Steaua stanęła, Legia po bramce też się schowała. Losy awansu rozstrzygną się za tydzień w Warszawie - tam Legia będzie miała za sobą ściany, o ile UEFA zgodzi się, żeby kibice usiedli na "Żylecie".