Chodzi o społeczny parking, który od kilkudziesięciu lat dzierżawią mieszkańcy bloków przy Pieńkowskiego i Modzelewskiego. Kilka tygodni temu lokatorzy dowiedzieli się, że działka przygotowywana jest do sprzedaży, a pieniądze z transakcji mają zasilić budżet dzielnicy.
"Nie ma pieniędzy"
- W tym rejonie o miejsce parkingowe jest bardzo ciężko – załamuje ręce Monika Rutkowska, mieszkanka osiedla. - W pobliżu znajduje się sławny "Mordor" i uczelnia Łazarskiego. Każde wolne miejsce jest natychmiast zajmowane, problem z dojazdem pod klatkę mają nawet służby, szczególnie straż pożarna. Wiele razy na osiedle nie wjechała śmieciarka - dodaje.Każdy z mieszkańców za dzierżawę miejsca na parkingu płacił 350 złotych rocznie. Do tego dochodziły bieżące koszty utrzymania. - Zainstalowaliśmy monitoring, zasadziliśmy drzewa, dbaliśmy o czystość, za wszystko płaciliśmy z własnej kieszeni. W okolicy nie ma alternatywnego miejsca na wybudowanie nowego parkingu, a dzielnica potrzeby dzierżawców zwyczajnie ignoruje - tłumaczy Rutkowska.
"Sprzedajcie samochody"
- Burmistrz Olesiński ma swój sposób na rozwiązanie problemu: sugeruje nam... sprzedaż samochodów - zżymają się inni mieszkańcy.
Jego wypowiedź nagrali podczas wizji lokalnej, na którą został zaproszony na początku tygodnia. - Mogłem tak powiedzieć, jednak istotny był kontekst rozmowy - komentuje Olesiński w rozmowie z tvnwarszawa.pl. - Pokazywałem różnice między Berlinem a Warszawą, w której jest około dwa razy więcej zarejestrowanych samochodów osobowych w przeliczeniu na tysiąc mieszkańców - tłumaczy.
I dodaje, że prywatni inwestorzy budujący parkingi, wynajmują wolne miejsca postojowe na komercyjnych zasadach. - Jeżeli nie możemy pozwolić sobie na wynajęcie tych miejsc, powinniśmy zastanowić się, czy nie warto przesiąść się na transport publiczny, które miasto cały czas rozwija - przekonuje. Na pytanie, czy "dobrą zmianę" musi zaczynać od pozbawiania mieszkańców miejsc parkingowych niemal z dnia na dzień jego zastępca Krzysztof Skolimowski odpowiedział, że zarząd dzielnicy jeszcze raz się nad tym zastanowi.
Szukają miejsca na miejsca
W czwartek, w urzędzie dzielnicy z mieszkańcami rozmawiał już właśnie on, a nie burmistrz. - Mieszkańcy jeszcze przez trzy miesiące będą dzierżawić teren. Później parking zostanie odgrodzony do czasu, kiedy pojawi się inwestor - zapowiedział wtedy Skulimowski.
- A co później? Gdzie będziemy parkować? Czy dzielnicę stać na wybudowanie nowych miejsc parkingowych i gdzie one będą? – pytali mieszkańcy.- Proponujemy zastępczą lokalizację w okolicach al. Wilanowskiej, konkretnie przy ul. Modrej – odpowiadał przedstawiciel ratusza.
PiS broni parkingu
Dzierżawcy przekonywali, że to nie najlepsze rozwiązanie. Chodzi bowiem o teren prywatny. - Sytuacja może się powtórzyć - tłumaczyli.
W ich obronie stanęli radni z PiS–u. - Proponujemy odwrócony plan działania – mówi Remigiusz Grodecki. - Warto najpierw rozważyć kwestię finansowe, a później pomyśleć o sprzedaniu działki. Przedstawiciele PiS-u są temu przeciwni – dodał. Jak tłumaczył z kolei Zbysław Suchożebrski z delegatury biura gospodarki nieruchomościami, dochody ze sprzedaży wspomogą budżet Mokotowa. - Decyzja zależy wyłącznie od zarządu dzielnicy - zastrzegł.- Sytuacja nie jest łatwa - powiedział Skulimowski. - Ale przeanalizujemy plan okolicy i postaramy się wskazać miejsca zastępcze. Rozpoczniemy też działania w kierunku zmiany planu zagospodarowania przestrzennego, tak by dopuścić budowę parkingu – obiecywał.To jednak nie usatysfakcjonowało mieszkańców. – Najlepszym rozwiązaniem jest wstrzymanie sprzedaży działki – odpowiadali. - Zapraszamy na spacer po osiedlu, wtedy zarząd uświadomi sobie, że miejsc zastępczych w tym miejscu po prostu nie ma - kwitowali.W najbliższych dniach dzielnica ma wskazać kolejną alternatywę dla parkingu przy Pieńkowskiego. Stanowisko w tej sprawie podczas najbliższej sesji rady dzielnicy przedstawią również radni z PiS-u.
kz/sk