Ten obrazek przywodzi na myśl zdjęcia z PRL-u, na których pasażerowie wypychają stare jelcze ze śnieżnych zasp. Ale opisane zdarzenie miało miejsce w ostatnią niedzielę, na ul. Saskiej, w rejonie skrzyżowania z ul. Lizbońską. Autobus komunikacji miejskiej jechał z Gocławia w kierunku al. Waszyngtona. Jechał, póki nie utknął.
"Obfite opady śniegu sparaliżowały warszawskie ulice. Poślizgi i stłuczki były do przewidzenia. Autobusy natomiast miały kłopoty na wjeździe na wiadukt na ul. Saskiej. Na szczęście w takich wypadkach pasażerowie okazywali się niezawodni i wspólnymi siłami wpychali autobusy pod górkę" – napisała Reporterka 24 J0anna R i załączyła trzy filmy z ul. Saskiej. - Po kilkunastu minutach prób podjazdu, w końcu dzielni pasażerowie w końcu wzięli sprawy w swoje ręce i wepchnęli autobus na wiadukt – dodała nasza czytelniczka.
MZA: powinien zaczekać na interwencję
Pasażerowie rzeczywiście wykazali się podziwu godną solidarnością wobec samych siebie i kierowcy. Nasuwa się jednak pytanie, czy pchanie potężnego przegubowca, który co chwilę zsuwa się po śliskiej nawierzchni było dla nich bezpieczne? Czy kierowca powinien dopuścić do sytuacji, w której ochotnicy narażają swoje zdrowie? Te pytania zadaliśmy w MZA.
- Będziemy wyjaśniali tę konkretną sytuację, natomiast nie dopuszczamy angażowania pasażerów w tego typu sytuacje – przyznaje Adam Stawicki, rzecznik prasowy Miejskich Zakładów Autobusowych. - Kierowca powinien był zaczekać na interwencję służb miejskich lub pogotowia technicznego – dodaje rzecznik przewoźnika.
Policja: najważniejsze bezpieczeństwo
O komentarz poprosiliśmy również stołecznych policjantów, którym pokazaliśmy nagranie. - Na ogół nie można wchodzić na ulice, ale to normalne, że w sytuacji, kiedy trzeba udrożnić ruch, ludzie sobie pomagają – mówi Rafał Retmaniak z wydziału prasowego Komendy Stołecznej Policji. Podkreśla, że nie ma różnicy, czy pomoc dotyczy kierowcy autobusu czy samochodu osobowego, bo obaj są uczestnikami ruchu drogowego.
- Oczywiście zawsze powinni dbać przede wszystkim o własne bezpieczeństwo, aby sami nie stali się ofiarami innego zdarzenia. Nie można na przykład wychodzić zza pojazdu, bo z drugiej strony może nadjeżdżać inny samochód - zastrzega policjant.
Retmaniak informuje też, że kierowca autobusu nie otrzymałby żadnego mandatu, bo nie złamał przepisów ruchu drogowego. – Pozostaje natomiast kwestia regulaminu ZTM – zauważa.
Wysłaliśmy pytania do Zarządu Transportu Miejskiego. Jego rzecznik Igor Krajnow przyznaje, że trudno odnieść się do sytuacji, bo nie wiadomo czy kierowca sam poprosił pasażerów o pomoc, czy ci postanowili pchać autobus sami z siebie. - Oczywiście w naszym odczuciu można tu mówić wprost o zagrożeniu zdrowia lub życia pasażerów - zauważa Krajnow.
Podobnie jak rzecznik MZA dodaje jednak: - Kierowca, po tym jak zgłosił fakt śliskiej nawierzchni na Saskiej, powinien oczekiwać na interwencję odpowiednich służb. Dlaczego tego nie zrobił? Trudno powiedzieć.
kw/b