- Dolewanie oliwy do ognia - tak szef biura prasowego Kancelarii Prezydenta Marek Magierowski ocenił decyzję prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, która chce, aby w apelu pamięci podczas obchodów rocznicy Powstania Warszawskiego został wymieniony także Władysław Bartoszewski.
Na uroczystościach z okazji 72. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego apel poległych zostanie zastąpiony apelem pamięci. Wśród wymienionych jest m.in. prezydent Lech Kaczyński. Tekst apelu uzgodnili w poniedziałek przedstawiciele resortu obrony narodowej i powstańców warszawskich. Stołeczny ratusz w poniedziałek przesłał wniosek do MON, aby w apelu pamięci został wymieniony także Władysław Bartoszewski.
"Bardzo dobry kompromis"
- Kompromis (między MON i przedstawicielami powstańców), który został osiągnięty w poniedziałek jest, w moim przekonaniu, bardzo dobrym kompromisem - powiedział Magierowski we wtorek w radiowej Trójce. Jak zauważył, apel nie będzie się nazywał apelem poległych, ale apelem pamięci. Magierowski podkreślił, że upamiętnieni zostaną także ci bohaterowie powstania, "którzy zmarli po wojnie, a nie zginęli w powstaniu, poza tym będzie wymienionych pięć osób, które zginęły w katastrofie smoleńskiej". Jak dodał, "na żadnym etapie tego sporu nie chodziło o to, aby odczytywać wszystkie nazwiska, wszystkich osób, które zginęły w katastrofie smoleńskiej".
Żal i zdziwienie
- Bardzo żałuję i z wielkim zdziwieniem dostrzegłem, że pani prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz skierowała list (do MON), domagając się dołączenia do apelu (pamięci) także nazwiska Władysława Bartoszewskiego. W momencie, kiedy okazało się, że spór został zażegnany, załagodzony, osiągnięto pewien kompromis, najwyraźniej pani prezydent chciała ten spór rozognić na nowo. Wydaje mi się, że chciała uzyskać na tym pewne korzyści polityczne - ocenił Magierowski.
Jego zdaniem, decyzja prezydent Warszawy, to "dolewanie oliwy do ognia".
PAP/ran/b