Pot, krew, zdarte kolana, siniaki godne hasła "bo zupa była za słona", spieczone ramiona, podarte spodnie, błoto we włosach. Kończąc wyliczanie, słyszę od znajomych: o matko i ty za to jeszcze zapłaciłaś? Jesteś masochistką?
TVN METEO ACTIVE TO NAJBARDZIEJ WIARYGODNE INFORMACJE O ZDROWYM STYLU ŻYCIA! JAK OGLĄDAĆ TVN METEO ACTIVE?
Odpowiadam: masochistką nie jestem, za to w wieku 30 lat ponownie stałam się małą dziewczynką. Znowu mogłam poczuć się jak brudne, beztroskie dziecko, które biega po parku, wspina się po drzewach, nie boi się zeskoczyć z wysokości, tapla się w błocie i ma wszystko w nosie.
Runmageddon Rekrut
A to wszystko dzięki temu, że podobnie jak 2500 tysiąca innych szaleńców, wzięłam udział w Runmageddonie Rekrucie, który odbył się w zeszły weekend na warszawskim Torze Wyścigów Konnych na Służewcu.
Takiej zabawy, tyle pozytywnej energii, tylu endorfin i adrenaliny już dawno nie złapałam. Ba, do tej pory jestem tym wszystkim naładowana, a nabytymi siniakami chwalę się jak najlepszą biżuterią. Chwalę się również tym, że poza 6 kilometrami i 30 przeszkodami dałam radę pokonać swoje lęki, w tym lęk przed wysokością.
Nieśmiałe podejście
Troszkę się bałam startu w tej imprezie i podchodziłam do tego z lekką dozą nieśmiałości, choć aktywność fizyczna nie jest mi obca. Jednak poza obserwowaniem zdjęć z poprzednich edycji Runmageddonu nie wiedziałam z czym to się je i czy jestem fizycznie dobrze przygotowana.
Szybko zdołałam się przekonać, że skoro troszkę pedałuję, biegam i crossfituję, to kilka przeszkód podczas biegu nie powinno mi sprawić problemu i spróbuje swoich sił. A że w grupie siła, to zapisałam się ze znajomymi, z którymi na co dzień podrzucam sztangi i kettle na crossfitowych treningach. Klamka zapadła i czekaliśmy na lipcowy weekend.
Przyszła sobota i start
Wraz z Martą - katem na zajęciach crossfitowych, które prowadzi i kompanką od wylewania siódmych potów - pojawiłyśmy się na parkingu przed obiektem. Już tam, poza końską wonią, czuć było niesamowitą atmosferę. Jedni skończyli swój bieg - tych poznajemy po bandanach z logo Runmageddonu i wielkich rogalach na twarzy, inni, tak jak my, kierują się po odbiór pakietu startowego.
Gdy odebrałyśmy batony, koszulki i chipy do pomiaru czasu spotkamy się z naszym Supermenem Piotrkiem. Ten już od samego rana sprawdzał klimat na obiekcie, a tor przeszkód przetestowały jego dwie córki, które wzięły udział w MiniRunmageddonie. Piotr od razu zajął się również dokumentacją zdjęciowo-filmową przed i po-startową.
Poszły konie po betonie, czyli moment startu
Słońce grzeje niemiłosiernie, atmosfera przypomina troszkę tę z amerykańskich westernów. Wiesz, że za chwilkę się coś wydarzy, wiesz, że zaraz pojawi się jakiś zły kowboj albo dobry szeryf i dojdzie do ekscytującego pojedynku na śmierć i życie. Zbliża się godzina startu, szybka rozgrzewka i poszły konie po betonie… i po wodzie.
Jak jeden mąż wszyscy wskakujemy do śmierdzącego basenu z wodą do pasa, z którego trzeba się wydostać przy pomocy własnych, tudzież cudzych nóg i rak.
Mokrzy i już mocno nabuzowani endorfinami i wszelakimi innymi -ami biegniemy w krzaki, gdzie czekają na nas oponki samochodowe. Do wyboru: zimowe, letnie, panie po jednej, panowie po dwie i rundka po krzakach i piachu. Po odrzuceniu gumy, troszkę skaczemy przez płotki, a w zasadzie przez mury starego domu. Okno, parapet, tak, tu była łazienka i uwaga na dziurę w podłodze. Skok i już nas nie ma.
Teraz czeka na nas piesek, którego trzeba wyprowadzić na spacerek. Piesek to kawałek bloczka betonowego o wadze 30 kg, który ciągnie się za sobą przez jakiś czas.
"Ciekawe wodno-błotne atrakcje"
Po tych zabawach w szałasie, przenosimy się na wodne atrakcje. Przeskakiwanie z liną przez dziury w ziemi pełne śmierdzącej wody, wskakiwanie do dołów pełnych mułu, błota. Przemierzanie z workami piasku na plecach sadzawek z wodą do szyi, zjazd na czterech literach po błotnych górkach i pagórkach wprost w cudowne błotko. W tym właśnie momencie uświadamiasz sobie, że czysty to z tego nie wyjdziesz. Po tych już ciekawych wodno-błotnych atrakcjach czekają kolejne.
Czołgamy się w błocie, pod zasiekami z drutu kolczastego, by poczuć się niczym amerykańscy żołnierze w Wietnamie. Z góry polewają nas lodowatą wodą ze strażackiej sikawki.
Zabawa w Tarzana
Mokrzy, brudni, wielce uśmiechnięci i zadowoleni biegniemy dalej, by stawić czoło kolejnym przeszkodom. A czekają nas jeszcze kilkumetrowe ścianki, gdzie liczy się praca zespołowa, skoki przez ogień, wciąganie się po linie, udawanie tarzana. Wszyscy polegliśmy na wciąganiu się po linie, dlatego czekają nas karne burpessy. 30 razy padnij powstań w upale. My nie damy rady? Padamy, powstajemy, odliczamy do 30-tu. Jest, biegniemy dalej.
Gdzieś na trasie pojawiają się również znani prawie wszystkim panowie z programu Matura to bzdura. Pytania wszelkiej maści. Od humanistyki po matematykę. Pech chciał, że dostałam pytanie ze znienawidzonej matematyki. Odpowiedziałam źle, bo jakżeby inaczej i musiałam robić dodatkową rundkę z workiem kamieni na plecach. Biegnąc nasuwały się słowa byłego ministra Sienkiewicza, o którego nomen omen pradziadka prozę kolega się wyłożył i również biec musiał.
Biegnąc w trójkę bawiliśmy się świetnie. Żarciki, te frywolne mniej i bardziej, pojawiały się niczym przeszkody. Adrenalina cały czas buzowała w nas i pchała dalej. Mimo braku wody, której nie było na trasie, poza kilkoma łykami, które zostawiali wolontariusze na trasie i skwaru dało się biec dalej z uśmiechem i radochą na twarzy.
Skok z 6 metrów
Z tą radochą i rogalem na twarzy stanęliśmy przed nie lada wyzwaniem. Poducha - coś czego się obawiałam potwornie. Odkąd dowiedziałam się, w ostatniej chwili wrzucili jako przeszkodę skok z 6 metrów na dmuchana poduchę, miałam niesamowitego pietra. Bo skoczyć, to skoczyć, ale jak ja, z lekiem wysokości się wdrapie na to rusztowanie, nie spanikuje i nie zrzucę nikogo poza sobą?
Wraz z Martą przez niemal dwa tygodnie wstecz zastanawiałyśmy się jak sobie z tym poradzimy. Ja cie popchnę, nie martw się, nie będziemy patrzeć w dół, zamkniemy oczy itp. Strach i lęk udało się pokonać. Nie zdążyłam nawet policzyć do 5, jak już byłam na dole i turlałam się ze śmiechu. Piotr wykonał skok niczym wytrawny akrobata, Marta zaś długo do niego podchodziła. Jednak jak już skoczyła, to również w doskonałym stylu.
W grupie siła
Po tych dmuchanych atrakcjach czekał nas jeszcze skok przez ogień i coś, co jest dla mnie do tej pory traumatycznym przeżyciem, czyli: zanurkowanie w kontenerze z lodowatą wodą. A potem już meta. Wbiegliśmy, tak jak biegliśmy we trójkę, uzyskując czas 1:34 i 7 sekund. W zespole siła, a i emocje podwójne, zatem już szykujemy sprzęt i kondycję na sopockiego Classika, gdzie tym razem do przebiegnięcia 12 km, a do pokonania 50 przeszkód. Tego samego wieczora odbędzie się również pierwszy nocny Runmageddon, nad którym również niektórzy z nas myślą.
Autor: Anna Szlendak / Źródło: TVN Meteo Active
Źródło zdjęcia głównego: TVN Meteo Active