"Gdy zobaczyłam dzieci, które przyszły po dokładkę buraczków, prawie popłakałam się ze wzruszenia".
Magda codziennie wstawała o trzeciej w nocy, by zdążyć poćwiczyć przed szkołą. Ewa pory swoich posiłków ustalała co do minuty i płakała, gdy spóźniła się na obiad.
W wypalonych pod plantację lasach ścielą się trupy motyli. Płoną też ludzie, polani cuchnącą naftą. Nasze guacamole smakuje wyśmienicie.
Koronawirus najpierw związał im ręce, zamykając branżę gastronomiczną. Potem "odciął" je od zmysłów, bez których nie mogą się obejść.
To trochę jak z fotografią tygrysa na ścianie w salonie. Ładnie wygląda, może nawet fascynuje, ale przecież nie chcielibyśmy tego zwierzęcia mieć w mieszkaniu.
Wbrew pozorom gastronomia Polski Ludowej była znacznie bogatsza niż to wynika z filmów Barei. Dowody zgromadził skromny pracownik poznańskiego PKS.
Z niedoborem mięsa radzono sobie przyrządzając potrawy, które, będąc z definicji mięsnymi, dawały kucharzom szeroki margines wolności. A więc gulasze, potrawki, a nade wszystko bigos.
Kto przetrwał fazę pseudobarokową w gastronomii, ten zobaczył już wszystko. I (mimo sentymentu) czasem chciałby odzobaczyć.
Chrobry to nie komiksowy Obelix. Preferował jesiotry. Sztuki, które trafiały na jego stół, ważyły czasami więcej od krów, które pasły się na podgrodziu.
Można upiększyć fotografię przy pomocy lodu, który się nie topi i piany, która nigdy nie opada.