Były premier stawił się przed komisją śledczą, by odnieść się do nowelizacji ustawy hazardowej za rządów PiS. Niczego nowego ani przełomowego sejmowi śledczy się jednak od Kaczyńskiego nie dowiedzieli.
Choć wielokrotnie pytali byłego premiera o zapisy, które dotyczyły Totalizatora Sportowego. Na przełomie czerwca i lipca 2006 r. TS przekazał wiceministrowi finansów Marianowi Banasiowi projekt zakładający obniżenie opodatkowania wideoloterii (bez tego, ten biznes się nie opłacał), gry podobnej do tzw. jednorękich bandytów, jednak dzięki połączeniu urządzeń w sieć, można wygrywać skumulowane sumy, znacznie wyższe niż na zwykłym automacie o niskich wygranych (ostatecznie nie wprowadzono tego rozwiązania).
Ówczesny premier Jarosław Kaczyński chciał, by obniżyć opodatkowanie wideoloterii, a w zamian Totalizator Sportowy miałby wybudować Narodowe Centrum Sportu. Ale na to rozwiązanie nie zgodziła się ówczesna minister finansów Zyta Gilowska.
Wideoloterie - jak Kaczyński zmieniał zdanie
Wątek nowelizacji ustawy hazardowej był jedynym merytorycznym, w pełnym politycznych pytań i odpowiedzi przesłuchaniu. Kaczyński tak tłumaczył pomysł obniżenia opodatkowania wideoloterii: "miały służyć państwu i obiektom sportowym". Ponad - jak argumentował - udział Totalizatora Sportowego w rynku spadał, potrzebował więc nowych produktów, czyli w tym przypadku wideoloterii. Dzięki nim - jak tłumaczył Kaczyński - miał znacznie zwiększyć swoje dochody i wyprzeć prywatną branżę hazardową.
- Był spór ws. źródła finansowania celów sportowych. Najpierw byłem po stronie tych, którzy uważali, że należy to zrobić poprzez Totalizator Sportowy (budować Narodowe Centrum Sportu - red.). Ale zmieniłem zdania - przyznał.
I dodał, że "głównym argumentem Gilowskiej były koszty społeczne wideoloterii, czy wzrost hazardu". On sam zaś, kiedy - jak przyznał - zrozumiał, że dzięki połączeniu wideoloterii w sieć, można wygrywać skumulowane sumy, przystał na argumenty ówczesnej minister finansów.
Gosiewski i jego notatka o "uwikłanych"
Kaczyński zapewniał, że za jego rządów nie było nieprawidłowości przy nowelizacji ustawy hazardowej. Zaprzeczył, by była ona pisana pod dyktando Totalizatora Sportowego.
Projekt autorstwa TS został przekazany ówczesnemu szefowi Komitetu Stałego Rady Ministrów Przemysławowi Gosiewskiemu podczas jego spotkania 26 lipca 2006 r. z wiceszefem klubu PiS Krzysztofem Jurgielem i p.o. wicedyrektorem Departamentu Służby Celnej w Ministerstwie Finansów Anną Cendrowską. Potem Gosiewski sporządził notatkę, z której wynikało, że wiceminister finansów chce, żeby projekt zgłosił klub PiS, bo departament zajmujący się grami losowymi w MF jest "uwikłany" w hazard.
Sejmowi śledczy dociekali, co się stało z notatką Gosiewskiego, która trafiła do CBA, i dlaczego Biuro nie zajęło się owym "uwikłaniem". Kaczyński przekonywał, że sprawy nie było, bo "uwikłany departament" został rozwiązany, zaś ówczesny szef CBA Mariusz Kamiński mówił, że akcji CBA nie będzie, bo nie ma do niej podstaw.
Były premier zapewnił też, że Gosiewski nigdy w sposób szczególny nie zajmował się ustawą hazardową, a on sam nie był poddawany naciskom ze strony lobbystów.
Twierdził też, że jego ekipa walczyła z "jednorękimi bandytami". Tyle, że za rządów PiS - co wykazał poseł Lewicy Bartosz Arłukowicz - ich liczba wzrosła aż o 20 tys.
Kamiński - "zamiast orderu został ukarany"
Podczas przesłuchania dominowały wątki polityczne zarówno w pytaniach śledczych (posłowie PO drążyli m.in., czy Kaczyński spotykał się z Kamińskim i kiedykolwiek naciskał na CBA, by podejmowali się takich akcji, jak choćby afera z udziałem byłej posłanki PO Beaty Sawickiej), jak i w odpowiedziach. Kaczyński wielokrotnie oskarżał ekipę Tuska.
Wśród politycznych wątków przesłuchania - głównym był ten, związany z odwołaniem Mariusza Kamińskiego z funkcji szefa CBA. Były premier przekonywał sejmowych śledczych, że była to decyzja stricte polityczna, podjęta z naruszeniem prawa i dlatego obciąża ona bezpośrednio premiera, bo ją podjął. - Ta dymisja jest przyznaniem się Donalda Tuska do winy - stwierdził Kaczyński.
Jego zdaniem, Kamiński za wykrycie afery hazardowej powinien dostać order, a nie być ukaranym. - Stan praworządności w Polsce pod rządami Donalda Tuska jest bardzo niedobry. Stawiane zarzuty ludziom, którzy powinni otrzymywać ordery za swoją odważną działalność pro publico bono, dla dobra Rzeczypospolitej - stwierdził Kaczyński.
W przypadku Kamińskiego - według byłego premiera - Tusk i jego ekipa działali zgodnie z zasadą: "Tak dokonujemy nadużyć, i będziemy tego bronić, prawo w Polsce nie obowiązuje, a przynajmniej nie nas".
Kaczyński wielokrotnie przekonywał, że afera hazardowa dotyczy rządu Donalda Tuska, a on sam jest w "kręgu podejrzeń".
Uśmiechy posłów i świadka
Podczas przesłuchania Kaczyńskiego nie doszło do większych tarć politycznych, były za to liczne żarty, uprzejmości i uśmiechy - CZYTAJ WIĘCEJ
A także pytania w ogóle niezwiązane z pracami komisji, jak choćby to, czy prezes PiS gra w golfa (Mirosław Drzewiecki - jeden z bohaterów afery hazardowej grał w golfa z biznesmenem od hazardu Ryszardem Sobiesiakiem).