Jakie cele stawia sobie Polska? Poza wzrostem gospodarczym w UE priorytetami polskiej prezydencji mają być m.in. projekty zwiększające bezpieczeństwo Unii i zacieśnianie współpracy z jej sąsiadami.
Warszawa będzie musiała się też mocniej zaangażować w bieżące problemy, z jakimi boryka się Unia Europejska. Takie jak niestabilne południowe sąsiedztwo (wojna w Libii, destabilizacja w Tunezji czy Syrii), finansowy kryzys w szeregu krajów członkowskich z Grecją na czele czy dążenia części Wspólnoty do rewizji traktatu z Schengen.
Polska prezydencja stawia przed sobą trzy priorytety. Dotyczą wzrostu gospodarczego w UE, jak i jej polityki zewnętrznej. W przyjętym oficjalnie przez rząd programie prezydencji możliwe są jednak zmiany. Zależą one w dużym stopniu od rozwoju sytuacji w Unii.
Niewątpliwie jako główne zadanie Warszawa traktuje prace nad budżetem UE. Od tego zależy ile i Polska dostanie pieniędzy z unijnej kasy w latach 2007-2013. Na szczycie w Brukseli 23-24 czerwca pojawiły się informacje, że jesienią polska prezydencja zorganizuje wielką konferencję na temat nowego wieloletniego budżetu UE z udziałem państw członkowskich, Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego i parlamentów narodowych.
To zupełnie nowa inicjatywa, jakiej nie podejmowały poprzednie prezydencje przy negocjacjach obecnego budżetu UE na lata 2007-13.
Obrona Schengen?
Wśród bieżących problemów, którymi zapewne będzie musiała się zająć także polska prezydencja, jednym z najważniejszych - także z naszego punktu widzenia - jest sprawa zmian w traktacie z Schengen.
Premier Tusk zapowiedział już, że Polska będzie bronić strefy Schengen jako "podstawowej wolności i uprawnienia obywateli Europy, by poruszać się bez żadnej kontroli w obrębie UE".
- Zmianę Schengen traktujemy jako ostateczność i zdecydowanie wolelibyśmy, żeby taki mechanizm, gdyby powstawał, miał charakter ogólnoeuropejski, a w żadnym wypadku nie decyzji poszczególnych państw - powiedział polski premier.
Nie odczuwałem jakiejś szczególnej atmosfery ekscytacji czy podniecenia, że teraz Polska przejmuje prezydencję. Trzeba to widzieć we właściwych proporcjach. Dla nas jako państwa, które po raz pierwszy będzie państwem prezydencji w Unii, to jest to ważne zdarzenie. Ale jednak dla Brukseli to nie jest żaden nadzwyczajny moment. Kilkadziesiąt razy tutaj ktoś przekazywał komuś prezydencję. Więc nie spodziewajcie się, żeby w związku z tym Bruksela oszalała ze szczęścia albo z podniecenia. Donald Tusk, Bruksela, 24 czerwca 2011
Prezydencja nie łączy
Po posiedzeniu Rady Gabinetowej premier - w odniesieniu do polskiej prezydencji w UE - podkreślał, że przy tak wielkim wyzwaniu, jakim jest prowadzenie spraw UE, jedność instytucji w Polsce, wzajemne wspieranie się przedstawicieli najwyższych władz, jest absolutnie bezcenne. - Ta Rada Gabinetowa jest bardzo poważnym wzmocnieniem dla rządu, dla nas wszystkich, którzy są zaangażowani w przygotowanie i będą zaangażowani w prowadzenie tej prezydencji - powiedział Tusk.
Pełnego wsparcia politycznego w kraju rząd raczej nie będzie miał. - Priorytety tej prezydencji nie są ambitne - dowodził po spotkaniu z premierem Tuskiem Mariusz Błaszczak (PiS). I przypomniał czego po polskim przewodnictwie w Unii Europejskiej oczekiwałaby jego partia.
Logistyczny wysiłek
Polska założyła, że wyda na prezydencję ok. 110 mln euro. Co prawda trudno nam się równać pod tym względem z Francją (160 mln euro w 2 poł. 2008), ale i tak jest to więcej, niż wydał najbogatszy członek UE, Niemcy w 1 połowie 2007 r. (100 mln euro). Najmniej jak dotąd na prezydencję wydały Słowenia (72 mln euro w 1 poł. 2008 r.) i Belgia (85 mln euro w 2 poł. 2010).