Poszukiwano go przez prawie dziesięć lat, przygotowywano się do schwytania lub zabicia miesiącami. W końcu, po trwającej niespełna 40 minut akcji amerykańskich żołnierzy z elitarnej jednostki SEALS, terrorysta numer jeden został zabity w swej kryjówce w pakistańskim Abbotabadzie. 2 maja nad ranem czasu polskiego o śmierci Osamy bin Ladena poinformował Biały Dom.
Osama bin Laden był najbardziej poszukiwanym człowiekiem na świecie. To on stał za zamachami 11 września 2001 roku w Stanach Zjednoczonych. Przez lata pozostawał jednak nieuchwytny. Amerykanie wpadli na ślad terrorysty dzięki telefonicznej rozmowie jednego z jego zaufanych ludzi. Namierzyli rozmówcę w Pakistanie, a następnie zainstalowali się nieopodal domniemanej rezydencji Osamy. Nieustannie prowadzili obserwację satelitarną i naziemną. Kryjówka była dobrze chroniona i nie miała łączności telefonicznej ani internetowej. Wywiad do końca nie miał pewności, czy bin Laden rzeczywiście znajduje się na terenie domu w Abbotabadzie.
''Mamy go''
Po miesiącach śledztwa, 29 kwietnia 2011 roku, prezydent Barack Obama dał akcji, nazwanej ''Geronimo'' zielone światło. 2 maja grupa oficerów SEALS dostała się do rezydencji z helikopterów i zastrzeliła Osamę, jednego z jego synów oraz dwóch mężczyzn i jedną kobietę. Bin Laden zginął od kuli w głowę. Nie wiadomo, kto oddał decydujący strzał. Informację o zgładzeniu wroga odebrał Barack Obama. - Mamy go – usłyszał.
Po stronie amerykańskiej nie było ofiar, zniszczony został jeden helikopter. Z pakistańskiej kryjówki zabrano sprzęt komputerowy i nośniki danych, a także ciało przywódcy Al-Kaidy. Pochowano je zgodnie z islamską tradycją, w ciągu 24 godzin. Pochówek odbył się w morzu, tak aby zapobiec ewentualnym pielgrzymkom do jego grobu. 6 maja śmierć bin Ladena potwierdziła Al-Kaida.
Na żywo z Pakistanu
Akcję w Pakistanie po drugiej stronie kuli ziemskiej na żywo śledził Obama i kilkoro najważniejszych urzędników z jego administracji. Choć nie widzieli oni samego momentu zgładzenia bin Ladena, zdjęcie skupionych polityków zebranych w niewielkiej sali Białego Domu obiegło wszystkie media, stając się symbolem operacji. Choć wiedziało o niej niewielu, minuty po pojawieniu się amerykańskich helikopterów w Abbotabadzie, na Twitterze odezwały się głosy relacjonujące akcję na żywo.
Euforia i pytania: co dalej?
Na wieść o śmierci przywódcy Al-Kaidy w Stanach Zjednoczonych zapanowała euforia. Obama ogłosił, że ''sprawiedliwości stało się zadość'', ale amerykański Departament Stanu przypomniał, że zagrożenie terrorystyczne nie minęło, a USA nadal muszą mieć się na baczności.
Nowym przywódcą Al-Kaidy został Ajman al-Zawahiri. Zapowiedział dalszą walkę z USA i domaga się zwolnienia więźniów Guantanamo oraz wstrzymania ataków na bojowników organizacji w Pakistanie, Afganistanie, Somalii i Jemenie.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: M.Baj/tvn24.pl (Reuters, APTN)