Zaczęło się na wiosnę w Meksyku – informacje o lawinowym wzroście zachorowań na nieznany szczep grypy wprawiły świat w popłoch. Gdy świńska grypa, jak ją ochrzczono, zabijała kolejną setkę Meksykanów, świat zaczął się poważnie niepokoić.
Grypa zaczęła przekraczać granice – pierwsze alarmujące doniesienia zaczęły napływać ze Stanów Zjednoczonych, Kanady, Nowej Zelandii, w końcu z Europy.
Wkrótce na mapie świata z trudem można było odnaleźć kraj, w którym nie odnotowano przypadku wirusa A/H1N1, jak zaczęto naukowo określać świńską grypę.
Wobec rozszerzania się jej występowania, 11 czerwca 2009 Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła najwyższy, szósty stopień zagrożenia grypą oznaczający pandemię. Wtedy już od ponad miesiąca A/H1N1 zadomowił się w Polsce.
Gdy wydawało się już, że wirus powoli trafia pod kontrolę naukowców i rządów – na zakup szczepionek i badania nad A/H1N1 poszły miliardy dolarów - pod koniec października grypa - i ta zwykła, i świńska – zaatakowała ponownie, na Ukrainie.
Chorych już się nie liczy, jest ich tak dużo. Również dokładnej liczby zmarłych nie ma – szacuje się ich liczbę na ponad 6 tys.
Nie ma też jednocześnie apokalipsy, którą wieszczyło wielu naukowców, polityków i działaczy społecznych. Wirus A/H1N1 nie okazał się bardziej zabójczy od zwykłej grypy zbierającej co roku śmiertelne żniwo liczone w dziesiątkach tysięcy ludzi.
Świńska grypa okazała się za to bardzo medialna – mało kto o niej nie słyszał - i, niewątpliwie, dochodowa – firmy farmaceutyczne na zysk nie mogą narzekać. Niemniej naukowcy ostrzegają – podobnych pandemii można się spodziewać w przyszłości.
Tekst: Maciej Tomaszewski Wideo: Łukasz Dulniak
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Łukasz Dulniak; źródła: Reuters, APTN, TVN24