Całą dobę trwała walka o uratowanie czterech zagłodzonych psów ze wsi pod Kórnikiem. Pogotowie dla Zwierząt miało utrudnione zadanie, bo patrol policji stwierdził, iż zwierzętom nic nie zagraża, a miejscowy lekarz to potwierdził.
Pomoc dla psów nadeszła niespodziewanie – powołany przez śledczych biegły sądowy potwierdził zagłodzenie psów. Zwierzęta przebywają już pod opieką Pogotowia dla Zwierząt. Ich stan jest jednak poważny.
"Trzymają linię"
Szóstego stycznia w Biernatkach pod Kórnikiem Pogotowie dla Zwierząt przeprowadzała kontrolę warunków utrzymania czterech psów.
- Właścicielki wpuściły nas do środka. Panie z dumą pokazały nam… zagłodzonego rottweilera i amstafa, chwaląc się, że są ładne i… „trzymają linię”. Pozostałe dwa psy, także amstaff i rotwailer, również były w złym stanie. Policzyć można było im wszystkie żebra – ocenia Natalia Misiorna, z poznańskiego oddziału Pogotowia dla Zwierząt.
Na spacer nocą
Kiedy inspektorzy postanowili odebrać kobietom psy, te zaczęły stawiać opór.
- Nie oddamy ich, są leczone i mają co jeść – próbowały przekonywać przedstawicieli organizacji.
Psy siedziały często w garażu bez oświetlenia.
– Ci ludzie bali się z nimi wychodzić na spacery w dzień. Czasami widywałam je w nocy – mówi jedna z sąsiadek. Ona powiadomiła także o znęcaniu się nad zwierzętami organizację.
– Nie mogliśmy już patrzeć na te psy. Jak można było je tak zagłodzić? - dodał kolejny sąsiad.
Policja i weterynarz nic nie widzieli
Na miejsce przyjechała policja, ale po oględzinach stwierdziła, że nie odbierze psów właścicielom, bo psom nic nie zagraża, a w domu jest karma. Swoją decyzję policjant zakomunikował przedstawicielom organizacji jako ostateczną. Ci nie dali jednak za wygraną. Na miejscu pojawił się więc miejscowy lekarz weterynarii, ale i on przyznał rację policji. Zwierzętom, w jego ocenie, nie działa się krzywda.
Wezwali biegłego
W poniedziałek 8 stycznia organizacja zażądała aby powołać biegłego. Policjanci wyrazili zgodę. Funkcjonariusze raz jeszcze pojechali na miejsce. Tym razem dołączył do nich technik kryminalistyki oraz członkowie organizacji, która przeprowadzała dzień wcześniej kontrolę.
– Te zwierzęta powinny być jak najszybciej odebrane. Są mocno niedożywione. Dalsze ich pozostawienie w tym miejscu zagraża nie tylko ich zdrowiu ale także ich życiu – orzekła Danuta Żołędziewska, biegły zoopsycholog.
Makaron to za mało
Poniedziałkowa kontrola trwała 3 godziny. Mieszkanki domu nadal nie zgadzały się jednak z biegłymi.
– Mówiły że ich nie oddadzą, że są w świetnym stanie, bo jedzą makaron z mlekiem. Na pytanie o zapas karmy, pokazały tylko puste opakowanie po makaronie w śmietniku - opowiada jedna z przedstawicielek Pogotowia dla Zwierząt, która była wtedy na miejscu.
- Te psy od dłuższego czasu nie były karmione. Ich stan oceniam jako krytyczny. Trzy z nich są łagodne, jeden bardzo agresywny. To suczka rotwailera, która mieszkała w ciemności w garażu. Atakuje ze strachu, ona po prostu boi się człowieka – ocenia Denys Aleksandrov, inspektor Pogotowia dla Zwierząt.
Czeka je długie leczenie
W końcu, po groźbie, że psy zostaną odebrane siła, właścicielka zgodziła się je oddać. Godzinę później miały już wykonywane badania w gabinecie weterynaryjnym w Swarzędzu.
- Amstaff i dwa rottwailery były bardzo wychudzone, zaniedbane, zapchlone. Stan sierści był zły. Wyniszczenie organizmu spowodował brak odpowiedniego żywienia. Drugi z amstafów miał dodatkowo grzybicę skóry i guzy na odbycie – oceniła Renata Suder, lekarz weterynarii. Jak ocenili weterynarze, przyczyną ich złego stanu jest przede wszystkim niedożywienie.
Psy czeka długotrwałe leczenie. Także z zaburzeń psychicznych. Tak przynajmniej ocenił specjalista. Dla odebranych zwierząt „Pogotowie” zbiera środki na ich leczenie. Do tej pory koszty udzielenia pomocy czterem psom wyniosły ponad 1200 zł.
Autor: kk/roody / Źródło: TVN24 Poznań / Pogotowie Dla Zwierząt
Źródło zdjęcia głównego: Pogotowie dla Zwierząt