Złodzieje i organizator kradzieży zabytkowej tablicy "Arbeit macht frei" z bramy muzeum Auschwitz mieli otrzymać od zleceniodawcy z zagranicy 120-125 tysięcy szwedzkich koron. To najnowsze informacje ze śledztwa w sprawie kradzieży, jakie PAP uzyskała z wiarygodnego źródła zbliżonego do organów ścigania. - Waluta, w jakiej mieli otrzymać "zapłatę", nie oznacza jednak, że zleceniodawca jest na pewno obywatelem Szwecji - zastrzega źródło.
125 tysięcy szwedzkich koron to według kursu średniego NBP z 23.12 dokładnie 49.837,5 zł. Niedokładna kwota wynagrodzenia (PAP podaje 120-125 tysięcy koron) wynika z tego, że miała być ona przeliczana z innej waluty. Ciągle badana jest też kwestia, czy zleceniodawca na pewno pochodził ze Szwecji.
Ilu zamieszanych w kradzież?
Nadal nie ma też pewności czy osoba "numer sześć" w sprawie (poza pięcioma polskimi podejrzanymi) była zleceniodawcą czy tylko pośrednikiem między złodziejami a prawdziwym zleceniodawcą.
Istnienie "osoby numer siedem" jest niewykluczone - dowiedziała się PAP. Prokuratura ma już nowe informacje, które pozwalają z większym prawdopodobieństwem mówić o "scenariuszach", ale ze względu na dobro śledztwa nie podaje żadnych szczegółów.
Dowodem na zagraniczne powiązania kradzieży ma być również fakt, że złodzieje do Oświęcimia przyjechali samochodem dostarczonym z zagranicy. Kierowcą był jeden z nich.
"Grupa" czeka w areszcie
Tablica z historycznym napisem "Arbeit macht frei" znad obozowej bramy została skradziona w piątek nad ranem. Napis odnaleziono późnym wieczorem w niedzielę we wsi Czernikowo koło Torunia. Przestępcy rozcięli go na trzy części.
Policjanci zatrzymali dotychczas pięciu mężczyzn podejrzanych o kradzież. Prokuratura Okręgowa w Krakowie czterem z nich postawiła zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, kradzieży napisu "Arbeit macht frei" oraz uszkodzenia tego napisu, będącego zabytkiem i dobrem o szczególnym znaczeniu dla kultury. Podobny zarzut - udziału w grupie oraz nakłaniania do kradzieży i zniszczenia napisu usłyszał w poniedziałek wieczorem piąty podejrzany. Wszyscy na wniosek prokuratury trafili do aresztu na trzy miesiące.