Na trzy miesiące trafi do aresztu Marcin A., "mózg" kradzieży napisu "Arbeit macht frei" z Auschwitz. - Istnieje obawa matactwa - uzasadniał swoją decyzję sąd.
Marcin A. miał opracować cały plan grabieży w Auschwitz i kontaktować się z obcokrajowcem - pośrednikiem albo bezpośrednim odbiorcą napisu "Arbeit macht frei" (to ustala jeszcze policja sprawdzając tzw. szwedzki trop - dwóch podejrzanych zostało zatrzymanych w Gdyni. Z informacji uzyskanych przez PAP z wiarygodnego źródła zbliżonego do śledztwa wynika, iż chcieli oni spotkać się z przybywającym ze Skandynawii pośrednikiem, który prawdopodobnie nie przyjechał).
Mężczyzna usłyszał zarzuty - m.in. nakłaniania do przestępstwa. Jako "mózg" miał kontakt tylko z jedną osobą przebywającą w Oświęcimiu. Ta osoba zaangażowała trzy inne.
Nie przyznał się
Marcin A. nie przyznał się do winy, złożył za to obszerne wyjaśnienia.
Nie uczestniczył jednak - w przeciwieństwie do trzech innych podejrzanych - we wtorkowej wizji lokalnej na terenie muzeum Auschwitz.
"Medialny i polityczny charakter sprawy"
Jego obrońca adwokat Alina Ciechanowicz-Adamska w rozmowie z TVN24 podkreśliła, że "gdyby nie medialny i polityczny charakter, jaki został nadany tej sprawie, to sytuacja procesowa byłaby inna".
Czterech mężczyzn: Andrzeja S. Paweł S. a także bracia: Radosław i Łukasz M., którzy brali bezpośredni udział w grabieży, zostali aresztowani na trzy miesiące dzień wcześniej.
Krakowska prokuratura postawiła im zarzuty. Za kradzież i uszkodzenie napisu z Auschwitz - jako dobra o szczególnym znaczeniu dla kultury, znajdującego się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO - grozi im do 10 lat więzienia.
Trzech z nich przyznało się do zarzucanych im czynów. Czwarty, który początkowo się tego nie zrobił, przyznał się do winy przed sądem. Skorzystał jednak z prawa do odmowy wyjaśnień.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24