Na poligonie drawskim sytuacja na lepsze zmieniła się tylko na chwilę, gdy przyjechały kamery telewizyjne. - Kazali nam się pakować. Klakierzy naprawiali usterki - mówią nam żołnierze. Anonimowo, bo dowództwo zakazało im rozmowy z dziennikarzami. Żołnierze potwierdzają jednak to, co napisał w dokumencie ich lekarz: na poligonie nie są zachowane elementarne zasady higieny i zabezpieczenia medycznego. Dowództwo Wojsk Lądowych odrzuca zarzuty i przekonuje: poligon to "nasza wizytówka".
25 listopada opublikowaliśmy tekst obnażający naganne warunki opieki medycznej na poligonie drawskim w Konotopie. Cytowaliśmy w nim dokument szefa poligonowej służby medycznej, który opisał naganne przypadki i zachowania. Tego samego dnia Dowództwo Wojsk Lądowych wydało komunikat, w którym zaprzeczyło wszystkim naszym doniesieniom.
Do redakcji zaczęły spływać maile. Pisali żołnierze 12. Brygady Zmechanizowanej i ich rodziny. Potwierdzali nasze informacje.
W Drawsku pojawił się reporter TVN24. Zanim dostał się na teren poligonu w Konotopie, filmował (pod okiem rzecznika 12. Brygady Zmechanizowanej) pomieszczenia sanitarne w odnowionej części poligonu drawskiego - Olesznie.
Pojawił się dwugłos.
"Dowódca śpi"
Do Konotopu udaliśmy się ponownie, w sobotę 27 listopada. Przyjechaliśmy bez zapowiedzi, z ukrytą kamerą.
Po południu wystąpiliśmy o pozwolenie na wejście na teren poligonu. Od żołnierzy, pełniących służbę w wartowni usłyszeliśmy, że decyzję może podjąć jedynie dowódca i że w tej chwili to nie jest możliwe. "Dowódca śpi" - usłyszeliśmy przez krótkofalówkę. Wartownicy skwitowali informację śmiechem.
- Wiem, co panowie pomyślą. Ale dowódca nie wyraził zgody na wejście na poligon. Zaskoczyliście nas. Major Zdzisław Wrona
W oczekiwaniu na decyzję, zostaliśmy skierowani do internatu, w którym skoszarowani są wyżsi rangą żołnierze i dowództwo. Po godzinie otrzymaliśmy odpowiedź:
- Wiem, co panowie pomyślą. Ale dowódca nie wyraził zgody na wejście na poligon. Zaskoczyliście nas - tłumaczył rzecznik 12. Dywizji Zmechanizowanej ze Szczecina major Zdzisław Wrona.
Przed podjęciem decyzji mjr Wrona otrzymał od nas informację o miejscach, które chcemy skontrolować.
Wieś potiomkinowska
Dowództwo miało czas by przygotować się do wizyty reportera TVN24.
- Kiedy przyjeżdża inspekcja albo telewizja to zawsze jest teatr - mówi żołnierz 12. Brygady Zmechanizowanej. I dodaje: - Tak było i tym razem. Przełożeni chodzili po namiotach i krzyczeli do szeregowych: "spier...acie do domów, za chwilę ma tu was nie być". Wyjechało ponad stu żołnierzy. Zostali tylko klakierzy. W ambulatorium pojawił się defibrylator i sprzęt EKG, które na co dzień, w obawie przed zniszczeniem, znajdują się w magazynie. Podobnie jak namioty z gore-texu, które rozbijane są na takie okazje w pierwszym rzędzie.
- W stołówce rozłożono obrusy, pojawiło się mydło przy umywalce. Normalnie tak nie jest - dodaje inny żołnierz.
Bandaże przeterminowane o 50 lat
Nagraliśmy wypowiedź ratownika, który opowiada o warunkach medycznych na poligonie w Konotopie: - Jest tragedia. W karetce są tylko nosze i żadnych sprzętów ratujących bądź podtrzymujących życie. Nie ma defibrylatora i sprzętu EKG - mówi.
17 czerwca, kiedy w wyniku wybuchu zapalnika zginął żołnierz, w miejscu ćwiczeń miało nie być ambulansu. Informację potwierdzają niezależnie żołnierz uczestniczący w ćwiczeniach na poligonie i sanitariusz. Rzecznik Błaszczak zaprzecza: - Wiecie więcej niż prokuratura - odpowiada.
Sprawę wciąż bada Wojskowa Prokuratura Garnizonowa w Szczecinie. - Od sierpnia czekamy na opinię Wojskowego Instytutu Technicznego Uzbrojenia w Zielonce - informuje rzecznik ppłk Zenon Staniszczak. Dlaczego opiniowanie trwa tak długo? - pytamy. - WITU tłumaczy się natłokiem obowiązków - odpowiada ppłk Staniszczak. - Czy to prawda, że w chwili wybuchu zapalników na terenie ćwiczeń nie było wozu medycznego? - Nie odpowiem na to pytanie - mówi ppłk Staniszczak.
To samo pytanie zadaliśmy rzecznikowi Komendanta Głównego Żandarmerii Wojskowej. - Nie udzielę odpowiedzi ze względu na dobro śledztwa prowadzonego przez Prokuraturę w Szczecinie - odpowiada ppłk Marcin Wiącek.
Na własną rękę
Według naszych informacji, niektórzy ratownicy medyczni z poligonu w Drawsku, za własne pieniądze uzupełniają torby ratownicze. Dokupują leki przeciwbólowe i przeciwgorączkowe, plastry i bandaże. - Dowódcy mówią o takich sanitariuszach, że są idiotami. Ale co mamy robić? Czujemy się odpowiedzialni za zdrowie żołnierzy. Na stanie są bandaże wyprodukowane w latach 60. Kiedy otwierasz bandaż, rozpada się w proszek - mówi osoba z poligonowej służby medycznej.
Nieszczelne namioty przepuszczają wodę. Panuje wilgoć, nie schną ubrania. Namioty ocieplane są nagrzewnicami na ropę. Ropy starcza na 8 godzin ogrzewania. - W praktyce, o drugiej nad ranem panuje ziąb i trudno wytrzymać - mówi starszy szeregowy 12. BZ.
Inny starszy szeregowy: - Nikt nie kontroluje gdzie idzie te 20 litrów ropy, które dostajemy na dobę. Możesz zatankować swój samochód. Albo podkręcić nagrzewnicę na maks.
"Wojsko to nie hotel". - Wiemy.
- Wojsko to nie hotel czterogwiazdkowy. Nikt tu nikogo siłą nie trzyma - odpowiada oficer prasowy 12. Brygady Zmechanizowanej kpt. Janusz Błaszczak.
Każdy z naszych rozmówców - żołnierzy batalionu - podkreśla: - Nie skarżymy się na trudne warunki podczas ćwiczeń. Jesteśmy żołnierzami, którzy są w stanie wytrzymać nawet największe mrozy. Możemy siedzieć po sześć godzin w okopach, by później dać 10-minutowy pokaz dla generalicji, który ma się nijak do taktyki wojennej. Buntujemy się jednak przeciw zaniedbaniom, które mają realne przełożenie na nasze bezpieczeństwo i zdrowie.
Bez obiadu
- Czy można podciągać pod trudne warunki fakt, że dla niższych stopniem żołnierzy często nie starcza obiadów? - pyta starszy szeregowy 12 BZ.
Według naszych informatorów, w oficerskim internacie, odbywają się imprezy alkoholowe, które zaopatrywane są przez poligonową stołówkę.
Czy można podciągać pod trudne warunki fakt, że dla niższych stopniem żołnierzy często nie starcza obiadów? Żołnierz 12 BZ
- Kapitan idzie do kucharza, bierze kiełbasę, kilka słoików ogórków. Potem nie starcza na obiad dla szeregowców - przyznaje do ukrytej kamery wysoki rangą wojskowy. - Na terenie poligonu i w internacie nie ma alkoholu - odpowiada kpt. Błaszczak.
Nie widział, jak chwilę wcześniej nagraliśmy majora, który szedł chwiejnym krokiem po korytarzu i w klapkach wyszedł na mróz. Zapytany o warunki na poligonie, odpowiedział: "Słyszałem, że jest źle".
Pytania bez odpowiedzi
- Dlaczego generał Tuz, zaprzeczył w pierwszej chwili istnieniu notatki służbowej sporządzonej przez szefa służb medycznych poligonu? - pytamy kpt. Błaszczaka. - Generał mógł się pomylić. Codziennie dostaje wiele notatek - odpowiada rzecznik. Według informatorów, zaraz po naszym telefonie rozpoczął ustalanie źródła przecieku. - Czy były przypadki zatrucia tlenkiem węgla? - Było podejrzenie zatrucia. Żołnierze dostali po przebadaniu dwa dni zwolnienia, po czym wrócili do jednostki - odpowiada rzecznik BZ. - Czy były przypadki zachorowań na świerzb? - Były - odpowiada lakonicznie. - Czy były przypadki porażenia prądem na terenie poligonu? - Tak. Jeden. Z winy żołnierza.
Ministerstwo będzie zaprzeczało. Dowództwo też będzie zaprzeczało. Czego nie da się zaprzeczyć, będzie się bagatelizować. Sprawa będzie tuszowana, a żołnierze zastraszani. Polityka armii jest taka, że do ministra mają spływać tylko dobre informacje. Brudy czyści dowództwo. Jeden z oficerów, który dobrze zna poligon w Drawsku
Mjr Wrona zapisywał nasze pytania dotyczące terminów prac remontowych, wyposażenia ambulatorium, zarzutów kamuflowania usterek przed przyjazdem reportera TVN24, wreszcie danych dotyczących kontuzji i zapadalności na choroby - m.in. świerzb. Zobowiązał się odpowiedzieć w "najbliższym terminie".
We wtorek o godz. 15.45 zadzwoniliśmy do majora, prosząc by odniósł się do zarzutów. - Odpowiem w środę - zapewnił mjr Wrona. Tego dnia o godzinie 20:04 rzecznik przysłał nam sms-a: "Szanowny Panie Redaktorze, ze względu na wagę spraw oraz chęć udzielenia rzetelnych odpowiedzi, pytania proszę jednak przesłać w formie pisemnej. Serdecznie pozdrawiam. Zdzisław Wrona".
Ważny przeciek, nie problem
Pytamy w Ministerstwie Obrony Narodowej o kontrolę w jednostce: - Wiem, że sprawą zainteresowała się Żandarmeria Wojskowa. Ministerstwo opiera się na stanowisku Dowództwa Wojsk Lądowych - odpowiada rzecznik resortu Janusz Sejmej.
Nagrywamy rozmowę z wysokim rangą żołnierzem, doskonale znającym realia panujące na poligonie drawskim: - Ministerstwo będzie zaprzeczało. Dowództwo też będzie zaprzeczało. Czego nie da się zaprzeczyć, będzie się bagatelizować. Sprawa będzie tuszowana, a żołnierze zastraszani. Polityka armii jest taka, że do ministra mają spływać tylko dobre informacje. Brudy czyści dowództwo.
- W wojsku i policji nie jest ważny problem. Ważne jest źródło przecieku. Dlatego nie szuka się winnych tylko tych, którzy wypuszczają informacje do mediów - tłumaczy anonimowo były mundurowy, śledzący afery w wojsku i policji.
Według naszych informatorów z 12. Dywizji Zmechanizowanej, przełożeni krzyczeli w dniu przyjazdu reportera TVN24 do żołnierzy: "gęby na kłódkę". Straszyli karnym oddelegowaniem do innej jednostki albo nie przedłużeniem kontraktu z żołnierzami, którzy będą rozmawiać z prasą.
Spotkania odmówił nam zastraszony szef poligonowej służby medycznej, autor raportu, po którym wybuchła afera. Napisał: "Nie spotkam się z Panem. Gdyż zarzucono by mi zdradę. Proszę wybaczyć".
Posłowie usłyszeli o wizytówce
W środę temat drawskiego poligonu stanął na posiedzeniu sejmowej Komisji Obrony Narodowej. Ze strony MON posłowie usłyszeli, że szef resortu polecił po naszym artykule "dokonanie sprawdzenia i kontroli tej sytuacji". - Na podstawie tych ustaleń stwierdzamy, że artykuł był nierzetelny - podkreślano na posiedzeniu. Do tego wniosku ministerstwo doszło między innymi - jak tłumaczono - dzięki "brakowi późniejszego odzewu" w mediach.
- Kontrola Wojskowego Ośrodka Medycyny Prewencyjnej w Bydgoszczy na terenie centrum szkolenia Wojsk Lądowych w Drawsku Pomorskim oceniła warunki sanitarno-higieniczne jako właściwe i jednoznacznie wykluczyła możliwość występowania jakichkolwiek epidemii. Gen. Zbigniew Głowienka
Dowódca Wojsk Lądowych Zbigniew Głowienka był jeszcze bardziej przekonany o świetnych warunkach jakie w Konotopie stworzono żołnierzom. Zaznaczał, że reporterowi TVN24 pokazywano "wszystko, co chciał i dano mu nieskrępowaną możliwość przygotowania materiału". Generał poinformował także, że w sobotę 27 listopada po raz kolejny pojawiliśmy się na poligonie. - Redaktorzy spotkali się tam z rzecznikiem prasowym 12. Brygady bo twierdzili, że to tutaj wszystko ich nie zadowala - mówił gen. Głowienka. Nie wspomniał słowem, że odmówiono nam pozwolenia na wejście w konkretne, wybrane tym razem przez nas, miejsca na poligonie w Konotopie, a nie Olesznie.
Długo dowódca Wojsk Lądowych mówił o tym, że "infrastruktura poligonu drawskiego jest najlepsza, bo to nasza wizytówka i nie możemy się go wstydzić". - Materiały redaktora Wasielewskiego stanowiły przekaz naruszający elementarne zasady etyki zawodu oraz warsztatu dziennikarskiego. Wprowadzają w błąd opinię publiczną i naruszają dobre imię wojska - podkreślał generał. Zaznaczał też, że niezwykle szczegółowa kontrola, którą polecił, nie wykazała "żadnych naruszeń drastycznych, a sprawy sygnalizowane w (naszej) publikacji nie znalazły potwierdzenia".
Półprawdy
- Kontrola Wojskowego Ośrodka Medycyny Prewencyjnej w Bydgoszczy na terenie centrum szkolenia Wojsk Lądowych w Drawsku Pomorskim oceniła warunki sanitarno-higieniczne jako właściwe i jednoznacznie wykluczyła możliwość występowania jakichkolwiek epidemii - konkludował generał Głowienka.
Na koniec parlamentarzystom przekazano informację, że "w ostatnim półroczu rzecznicy praw żołnierza nie otrzymali żadnej skargi, czy uwagi ze strony choćby jednego żołnierza, na temat ewentualnych nieprawidłowości na poligonie drawskim". Posłowie uwierzyli. Paweł Suski (PO) i Czesław Mroczek (PO) zalecili nawet by na przyszłość przewodniczący Komisji był "bardziej asertywny" i nie zajmował jej czasu takimi błahymi sprawami.
Źródło: tvn24.pl