Miał być postrachem dla polityków łamiących prawo, na razie jest tylko figurą retoryczną. Trybunał Stanu przez 20 lat wydał orzeczenie w jednej tylko sprawie, a przez ostanie cztery lata zebrał się tylko raz. Kto blokuje jego prace i czy Trybunał jest w ogóle potrzebny?
Oglądając telewizję można odnieść wrażenie, że Trybunał ma pełne ręce roboty. Przy różnych politycy od prawa do lewa słowa odmieniają „Trybunał Stanu” przez wszystkie przypadki. Co z tego wynika? Przez ostatnie cztery lata sędziowie TS spotkali się tylko raz: przy zaprzysiężeniu.
Uważam, że w sytuacji, w której mamy niezależne sądy i niezawisłych sędziów, to prawdopodobnie ustrojodawca mógłby zrezygnować z Trybunału Stanu i wszystkich polityków pełniących najwyższe stanowiska w państwie, łącznie ze stanowiskiem prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej poddać kognicji zwykłych sądów powszechnych Sędzia Stanisław Dąbrowski, przewodniczący TS
Bez pracy pozostaje w sumie 19 sędziów – prezes, dwóch zastępców i 16 sędziów wybranych na początku kadencji przez Sejm, przed którymi za złamanie konstytucji lub prawa powinni odpowiadać politycy. Może przed nim stanąć prezydent, premier, ministrowie, posłowie i senatorzy, prezes NBP, prezes Najwyższej Izby Kontroli i inni najważniejsi ludzie w państwie.
Jeden z nich powinien przed nimi stanąć. To Emil Wąsacz – minister skarbu w rządzie Jerzego Buzka, oskarżony o nieprawidłowości przy prywatyzacji PZU i Domów Towarowych Centrum. Jego sprawa trafiła do Trybunału w 2005 roku.
Gdy proces niemal już ruszył, po czterech miesiącach skończyła się kadencja Sejmu - więc trzeba było wybrać nowych oskarżycieli. W nowej kadencji ustalono już terminy wszystkich rozpraw, ale w wypadku samochodowym zginął przewodniczący składu orzekającego w tej sprawie - Stanisław Owczarek. Później było jeszcze umorzenie sprawy i wznowienie jej przez sąd drugiej instancji. Potem śmierć jednego z obrońców, samorozwiązanie Sejmu i nowe wybory, a więc i nowy skład Trybunału.
- Jakieś fatum zawisło nad tą sprawą, i to wcale nie boję się tego określenia – mówi Andrzej Konopka, sędzia Sądu Najwyższego w stanie spoczynku.
Sejmowa blokada
Ostatnie cztery lata to obstrukcja ze strony polityków. Bo oprócz sędziów trzeba było wybrać nowego oskarżyciela. – Sejm obecnej kadencji nie wyznaczył nowego oskarżyciela – tłumaczy sędzia przewodniczący TS Stanisław Dąbrowski. – Mój poprzednik jeszcze w listopadzie 2007 roku zwrócił się do marszałka Sejmu o to, aby Sejm wybrał oskarżyciela. Ta prośba nie została spełniona.
Wyborem oskarżyciela nie zajął się ani marszałek Bronisław Komorowski, ani jego następca Grzegorz Schetyna. Dlaczego? – Tu chodzi o opinię komisji regulaminowej – tłumaczy ten ostatni i dodaje, że jeśli komisja ją uchwali, to on nie będzie „wstrzymywał w żaden sposób”.
Ale komisja twierdzi zupełnie co innego. – My już do tego nic nie mamy – mówi przewodniczący komisji odpowiedzialności konstytucyjnej Józef Zych. Jak podkreśla, w momencie, gdy komisja przekazała sprawę Sejmowi obowiązek spoczywa na jego marszałku. Zresztą i tak dziś nie ma to znaczenia: nawet gdyby oskarżyciel został wybrany, to kadencja za kilka miesięcy się kończy - i po wyborach wszystko trzeba będzie zaczynać od nowa.
Po co Trybunał?
Przez ostatnich 20 lat funkcjonowania Trybunał Stanu wydał tylko jeden wyrok. Dotyczył on tzw. afery alkoholowej z początku lat dziewięćdziesiątych.
W tej sytuacji pojawia się pytanie, czy ta instytucja jest w ogóle potrzebna. - Uważam, że w sytuacji, w której mamy niezależne sądy i niezawisłych sędziów, to prawdopodobnie ustrojodawca mógłby zrezygnować z Trybunału Stanu i wszystkich polityków pełniących najwyższe stanowiska w państwie, łącznie ze stanowiskiem prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej poddać kognicji zwykłych sądów powszechnych – ocenia obecny przewodniczący, a zarazem pierwszy sędzia Sądu Najwyższego Stanisław Dąbrowski.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24