12-letnia Wiktoria i 15-letni Wojtek, których od poniedziałku szukała policja w całej Polsce, odnaleźli się w sobotę wieczorem w centrum Gdyni. Rodzice uciekinierów odebrali już swoje dzieci z placówki opiekuńczej. Jak poinformował w niedzielę rano rzecznik prasowy gdyńskiej policji Michał Rusak, dzieci były zaskoczone zatrzymaniem i powiedziały kilka "gorzkich" słów pod adresem policjantów.
- Patrol Komisariatu Śródmieście poruszał się z rysopisem zaginionych nastolatków. Około godziny 21.30 dostrzegł dziewczynkę i chłopca idących chodnikiem. Dzieci były dość zaskoczone zatrzymaniem - powiedział w rozmowie z tvn24.pl Rusak. Dodał, że para próbowała stawiać opór i była opryskliwa w stosunku do policjantów.
- Nie był to jednak, żaden atak na funkcjonariuszy. Interpretujemy to jako efekt stresu wywołanego przez całą tą sytuację - powiedział policjant. - Dzieci były w bardzo dobrym stanie, były najedzone i w miarę umyte - mówił Rusak. - Z naszych informacji wynika, że dzieci miały dość dużo gotówki, co pozwalało im na dobre odżywianie i nocleg w dobrych warunkach - dodał policjant. Para m.in. nocowała w jednym gdyńskim z hosteli. Dziewczynka aby wynająć pokój posłużyła się swoimi dokumentami. Obsłudze hostelu dzieci powiedziały, że czekają na mamę, która miała przylecieć do Gdańska samolotem, ale się spóźnia.
Weronika i Wojtek ostatnią noc spędzili w placówce opiekuńczej w Gdyni. Jak poinformowała tvn24.pl policja, dzieci zostały już przekazane rodzicom. Przed południem odebrano Wiktorię a po godz. 13 Wojtka. W najbliższym czasie oprócz szczerej rozmowy z rodzicami, dzieci będą musiały porozmawiać z policjantami ze Stalowej Woli. - Policjanci prowadzący sprawę, zapewne zapytają ich czy nie stały się ofiarą przestępstwa, bądź same go nie popełniły. Na razie nic na to nie wskazuje - powiedział Rusak.
Nie wrócili ze szkoły
12-letnia Wiktoria i 15-letni Wojciech zaginęli w poniedziałek. Wiktoria wyszła ze swojej szkoły w Stalowej Woli koło południa, dając nauczycielce zwolnienie, które - jak się okazało - sama napisała. 12-latkę wychodzącą ze szkoły widać było na miejskim monitoringu. Dziewczynka kierowała się do miejskiego Domu Kultury. Na nagraniu widać było jak wchodzi do budynku i po ok. dwóch minutach go opuszcza, przechodzi przez plac i z kimś się spotyka. Prawdopodobnie był to 15-letni Wojtek. Od tamtej pory, aż do dziś, ślad po nich zaginął.
To jest świadoma decyzja nieletnich. Od jakiegoś czasu umawiali się na portalu internetowym na przeżycie przygody, prawdopodobnie teraz realizują tę wizję Paweł Międlar
W środę po południu dzieci zostały zarejestrowane przez kamery monitoringu w jednym z lubelskich hipermarketów, jak robiły zakupy. Nagrania potwierdziły tym samym, że dzieci nie zostały uprowadzone.
- To jest świadoma decyzja nieletnich. Od jakiegoś czasu umawiali się na portalu internetowym na przeżycie przygody, prawdopodobnie teraz realizują tę wizję - wyjaśniał w sobotę podkomisarz Paweł Międlar, rzecznik podkarpackiej policji. - Być może chodziło o przeżycie ekstremalnej przygody wśród przyrody, kilku zimnych dni z dala od domu - mówił.
W związku z tymi informacjami policja obawiała się, że nastolatkom mogło grozić niebezpieczeństwo.
Oprócz policji na trop pary starał się wpaść także detektyw Krzysztof Rutkowski, którego zatrudniła rodzina 12-latki. Jak powiedział w rozmowie z tvn24.pl, jego działania koncentrowały się na jednym z lubelskich osiedli. Policja zaś podkreślała, że poszukiwania prowadzone były w całym kraju.
"Przygoda" z nieznajomym?
O zaginięciu dziewczynki rodzina poinformowała policję w poniedziałek po południu. Dzień później zaginięcie 15-letniego chłopca zgłosiła na policji jego matka.
Rodzina Wiktorii ustaliła, że dziewczynka poznała na portalu społecznościowym Facebook i na gadu-gadu osoby starsze od siebie, w tym również zaginionego Wojtka. Siostra Wiktorii wskazywała, że z archiwum rozmów nastolatki oraz z listy jej znajomych wynika, że 12-latka chciała pojechać na koncert do Krakowa.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24