Jeśli Janusz Palikot rozdawał swoje pieniądze, to ominął prawo - ale wykroczenie jakie by w ten sposób popełnił, to jak przejście na czerwonym świetle – broni kolegi partyjnego Julia Pitera. – Prokuratura powinna zbadać, czy pieniądze na kampanię nie były „brudne” – twierdzi Zbigniew Wassermann, polityczny rywal z PiS.
Politycy debatowali o finansowaniu kampanii wyborczej Janusza Palikota w programie TVN24 Magazyn 24 Godziny. Zdaniem Julii Pitery, jeśli Janusz Palikot przekazałby swoje własne fundusze emerytom i rencistom po to, by wpłacili je na jego kampanię, zaledwie „ominąłby prawo” i popełnił niewielkie wykroczenie. Natomiast osoby, które wpłacały pieniądze, powinny dowieść ich pochodzenia - przypomina przepisy prawa skarbowego Julia Pitera.
– Osoby, które nie są w stanie dowieść, skąd mają swoje fundusze, mogą mieć problemy z urzędami skarbowymi – zauważyła posłanka.
Wasserman: trzeba zbadać tezę o praniu pieniędzy
- Albo Palikot kłamał, albo pieniądze pochodziły z nielegalnych źródeł – stwierdził Zbigniew Wassermann z PiS. Nie zgodził się, że to sprawa rangi „przejścia na czerwonym świetle”. - Takie porównanie byłoby absurdalne – mówił.
- Bardziej przekonujący jest Palikot kiedy błaznuje, niż kiedy tłumaczy tę sprawę. Student z 50 tysiącami dochodu rocznie przekazuje połowę z tego na kampanie pana Palikota? – pytał retorycznie polityk PiS.
Dodał, że jeśli rozdawał studentom pieniądze, to złamał prawo wyborcze, a zatem popełnił występek, nie wykroczenie. Alternatywą dla tego scenariusza może być według Wassermanna „pranie pieniędzy z nieudokumentowanych źródeł". Przypomniał, że chodzi o kilkaset tysięcy złotych. – To ogromna suma – podkreślał. Sprawę finansowania kampanii określił jako kompromitację „i dla Palikota, i dla Platformy”.
Julia Pitera z PO stwierdziła, że jeśli okaże się, iż Janusz Palikot kłamie, to zapewne poniesie konsekwencje.
Źródło zdjęcia głównego: TVN24