Walentynki, kwiaty, markowe alkohole od polityków, a nawet medal od żołnierzy AK - to wszystko otrzymał od pacjentów - jak sam przyznał w sobotę przed sądem - oskarżony o korupcję Mirosław G. Oświadczył również, że w aktach jego sprawy brak pierwotnej informacji o rzekomych łapówkach, od której CBA zaczęło się inwigilowanie go.
Jego zdaniem nie wynika to z zeznań świadków, którzy mieli mówić CBA o korupcji lekarza. Lekarz podkreślił, że to istotne z punktu widzenia oceny, od czego zaczęła się akcja CBA w jego sprawie.
Biała koperta od pacjenta
Sąd Rejonowy Warszawa-Mokotów oglądał w sobotę kolejne nagrania z gabinetu dr. G., do którego przychodzili bliscy pacjentów operowanych w klinice kardiochirurgii MSWiA, gdzie G. był ordynatorem.
Oskarżony powiedział w sobotę sądowi, że w okresie od grudnia 2006, gdy założono mu kamerę w gabinecie (jak się okazało, był to sprzęt Służby Kontrwywiadu Wojskowego) do lutego 2007 r., gdy CBA go zatrzymało - takich spotkań czy konsultacji miał 800. W zeszłym tygodniu sąd oglądał nagrania, na których lekarzowi wręczano koperty - ale na żadnym z nich nie widać, co w nich jest - lekarz odkładał je na bok.
Lekarzowi w sądzie towarzyszy grupa jego byłych pacjentów, którzy przekonują, że dr G. uratował im życie, za co zawsze będą im wdzięczni. Jedna z pacjentek wręczyła lekarzowi białą kopertę z... kartką świąteczną.
"Pacjenci sami sięgali po portfel"
Obecnie - na wniosek obrony - sąd ogląda te filmy, na których widać, jak dr G. - niekiedy bardzo stanowczo - odmawia przyjęcia zawiniątka czy koperty, jaką usiłują mu wręczyć osoby w jego gabinecie. Jest ich do odtworzenia w sobotę jedenaście.
- Nie ma mowy - jestem do dyspozycji, jakby co chętnie pomogę, proszę to zabierać - słychać na nich głos ordynatora. Dr G. podkreślał, że nawet przychodzący do niego członkowie rodzin pacjentów sami będący lekarzami, próbowali mu wręczać koperty, nad czym G. ubolewał.
Po każdym nagraniu dr G. składa oświadczenie, w którym tłumaczy okoliczności sprawy. Na koniec zauważył, że agenci CBA opisujący w aktach sprawy poszczególne sceny z jego gabinetu formułowali opisy jednoznacznie: "widoczna na filmie kobieta wręcza lekarzowi kopertę z nieustaloną ilością pieniędzy".
- A w sierpniu 2007 r. pod koniec śledztwa CBA opisywało sprawę bardziej obiektywnie: agent skupiał się na opisie ruchów moich rąk, a zamiast koperta z pieniędzmi pisali już: "płaski przedmiot koloru białego" - dodawał. Zauważył też, że często się zdarzało tak, że gdy prosił o spotkanie z rodziną pacjenta, w odpowiedzi ten pacjent sięgał do portfela.
"Lubię książki z dedykacjami"
Sąd i obecni na sali oglądali w sobotę kolejne osoby przychodzące do ordynatorskiego gabinetu dr. G. Jedną z nich była kobieta (obecnie oskarżona z lekarzem jako żona jego pacjenta, która miała mu w książce wręczyć kopertę z pieniędzmi), która przychodzi do gabinetu dr. G. po raz pierwszy. -To istotne, bo na nagraniu, które pan Zbigniew Ziobro pokazał w kampanii wyborczej widać, jak wręcza mi ona książkę i mówi „tak jak się umawialiśmy" - podkreślał w sobotę lekarz. Na odtworzonym w sobotę wcześniejszym nagraniu słychać, jak dr G. mówi jej, że nie życzy sobie żadnych pieniędzy, a kobieta dopytuje, czy może jakoś wyrazić swoją wdzięczność za operowanie męża.
- Lubię książki z dedykacją, albo kartki na Walentynki - powiedział jej lekarz. W sobotę podkreślał on, że do tego odnosiły się późniejsze słowa kobiety "tak jak się umawialiśmy", a nie do koperty, którą włożyła ona do książki. - Rzeczywiście, dostawałem wiele kartek walentynkowych - anonimowych, zgodnie ze zwyczajem - dodawał.
"W operacji CBA miałem nr 7"
Zanim jednak sędzia Igor Tuleya zarządził odtwarzanie nagrań, oskarżony oświadczył, że w aktach sprawy wciąż nie ma ważnych dowodów, które pozostają w materiałach "sprawy matki" - wielowątkowego śledztwa w sprawie rzekomego handlu organami do przeszczepów. Przed rozpoczęciem procesu dr. G. o tym, że takie śledztwo jest prowadzone, napisała "Gazeta Wyborcza".
Według oskarżonego, który - jak mówił w sobotę sądowi - tylko wycinkowo mógł się zapoznać z materiałami tego śledztwa, to tam są istotne materiały dowodowe, których nie załączono do aktu oskarżenia G. w sprawie korupcji. To w nich - według lekarza - zawarte jest "uzasadnienie" CBA do rozpoczęcia inwigilowania lekarzy ze szpitala MSWiA.
- To była operacja o kryptonimie "Bazalt", zarejestrowana przez CBA pod numerem 03/06, w ramach której kilkunastu lekarzy było inwigilowanych pod kryptonimami Mengele. Ja miałem numer 7 - ujawnił dr G.
Kardiochirurg nie przyznaje się do zarzutów
48-letni dr G. (dziś pracuje w prywatnej klinice) jest oskarżony o 41 przestępstw korupcyjnych, naruszanie praw pracowniczych personelu warszawskiego szpitala MSWiA, znęcanie się nad osobą najbliższą i zmuszanie pracownicy szpitala do "innej czynności seksualnej". Grozi mu do 10 lat więzienia. Proces jest precedensem jako sprawa o granice między korupcją a powszechnym w polskich szpitalach "okazywaniem wdzięczności" lekarzom przez pacjentów po operacjach.
Dwa tygodnie temu przed sądem G. nie przyznał się do zarzutów. W śledztwie zapewniał, że nigdy nie warunkował operacji od łapówki.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP