Cztery filmy z ukrytej kamery, które w sobotę obejrzał sąd, pokazują, jak Mirosław G. bierze koperty od rodzin pacjentów. Sam kardiochirurg twierdzi, że nie żądał wówczas od pacjentów jakichkolwiek łapówek. Obrona mówi o manipulowaniu nagraniami, których - jak się okazało - na potrzeby śledztwa CBA dokonała Służba Kontrwywiadu Wojskowego. CBA twierdzi, że materiały nie zostały zmanipulowane.
W sobotę Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa obejrzał wraz ze stronami cztery filmy z gabinetu kardiochirurga Mirosława G., jako ordynatora kliniki kardiochirurgii szpitala MSWiA w Warszawie, oskarżonego o przyjmowanie łapówek od pacjentów. Nagrań ukrytą kamerą jest w sumie 500 godzin. Sąd sugerował, by ograniczyć ich odtworzenie do spraw związanych tylko z konkretnymi zarzutami aktu oskarżenia, ale samo to może zająć wiele rozpraw.
Podczas rozprawy ujawniono, że to Służba Kontrwywiadu Wojskowego nagrywała ukrytą kamerą rozmowy w gabinecie kardiochirurga.
Na trzech z nich widać, jak poszczególne osoby pozostawiają na stole koperty - przeciw czemu lekarz nie protestuje, a po ich wyjściu odkłada je na bok. G. podkreślał po obejrzeniu tych filmów, że na żadnym z nich nie żąda łapówki. Wniósł, by sąd obejrzał także te filmy z ukrytej kamery, na których odmawia on przyjmowania kopert. Dodał również, że nie może obciążać swoich chorych, i dlatego nie jest stanie przyporządkować danej koperty do danego pacjenta.
Rodzina prezydenta u doktora G.
Pierwsze obejrzane przed sądem nagranie z 19 grudnia 2006 r., dotyczyło małżeństwa J., które jest na nagraniu wraz z G. Kardiochirurg podkreślił, że z pierwszego nagrania nie wynika, by uzależniał leczenie pana J. od żądania łapówki. Dodał, że wszystkich pacjentów traktował zawsze jednakowo, choć wyjątkiem była np. "rodzina pana prezydenta w asyście BOR".
Na filmie pojawiają się w regularnych odstępach zakłócenia obrazu i fonii, a głosy są słabo słyszalne. G. powiedział przed sądem, że w nagraniach "brak jest ciągłości nagrywania, a przerwy sięgają kilku godzin. Są też awarie wizji i fonii". Oświadczył, że nagrań dokonano od grudnia 2006 do lutego 2007 r. w ramach operacji "Mengele 7", prowadzonej - jak powiedział - przez WSI (które rozwiązano we wrześniu 2006 r.).
Lekarz dodał, że na nagraniach nie ma dowodów na to, by miał on żądać łapówek od pacjentów. Są jedynie "urywki pewnych sytuacji". - Są tam sceny, że pacjenci chcą mi coś dać, a tego nie biorę - podkreślił G.
Według G., zakłócenia te mogą mieć znaczenie dla oceny materiału przez sąd, tym bardziej, że - jak powiedział - stenogramy z tych nagrań, dokonane przez CBA, są "wybiórcze". Lekarz wiąże ten fakt z tym, iż agenci CBA nie znają "slangu" medycznego.
Manipulacja, czy materiały potwierdzające zarzuty?
Z kolei na czwartym filmie widać, jak kobieta wręcza G. książkę, którą on potem ogląda. Kardichirurg oświadczył, że na obejrzanym przez sąd filmie nie ma scen wertowania książki, wyjęcia koperty z pieniędzmi i ich przeliczenia oraz dodatkowych napisów, które - jak podkreślał - były w filmie ujawnionym podczas kampanii wyborczej w 2007 r. przez ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę i zostały wyemitowane w TVP przed orędziem prezydenta RP.
Ziobro pokazał wtedy dwa takie filmy, na których widać, jak Teresa P. zostawia lekarzowi książkę, a on wyjmuje z niej kopertę. Prokuratora zarzuciła kobiecie wręczenie łapówki w "nieustalonej kwocie".
- W kopercie, którą pozostawiłam w gabinecie dr. G. były tylko wyniki badań męża - zapewniała na pierwszej rozprawie Teresa P., jedna z oskarżonych. Podstawą jej oskarżenia jest właśnie film, który nie pozostawia złudzeń - widać na nim, jak kobieta podaje lekarzowi kopertę.
- Te manipulacje dowodzą, że konieczne będzie obejrzenie przez sąd całości tych nagrań - oświadczyła wtedy obrońca G., mec. Magdalena Bentkowska. - Ograniczmy się do oglądania na rozprawie tylko materiałów odnoszących się do zarzutów - odpowiadała prok. Agnieszka Tyszkiewicz.
CBA: manipulacji nie było
"Materiał filmowy dotyczący Mirosława G. w żaden sposób nie został zmanipulowany przez Centralne Biuro Antykorupcyjne" - czytamy w oświadczeniu przesłanym w sobotę PAP przez rzecznika prasowego CBA Temistoklesa Brodowskiego.
Według oświadczenia "opinii publicznej zaprezentowano jedynie skrót tego materiału, zarejestrowano na nim osoby, które już wcześniej przed prokuratorem przyznały się do wręczania korzyści majątkowych Mirosławowi G.".
Niepełne protokoły przesłuchań?
W sobotę sąd odczytał też przekazane przez warszawską prokuraturę protokoły przesłuchań G. jako świadka w śledztwie o "błędy medyczne" w szpitalu MSWiA. Zeznania dotyczyły m.in. przeszczepów serca u pacjentów z "podwyższonym ryzykiem", niektórzy potem umierali. Jak wynika z protokołów, śledczy pytali G. m.in., czy można pobrać serce do przeszczepu od dawcy dwukrotnie starszego od biorcy - lekarz wyjaśniał, że to zależy od stanu pacjentów.
Punktem wyjścia pytań do G. były też domniemane błędy lekarskie G. opisane w programie TVP "Misja specjalna" w lipcu 2007 r. G. potwierdził treść swych zeznań, ale zwrócił uwagę, że przekazane protokoły są niepełne. Prokurator wyjaśniała, że może wynikać to stąd, że obecnie akta są u biegłych.
41 zarzutów
48-letni Mirosław G. jest oskarżony o 41 przestępstw korupcyjnych, naruszanie praw pracowniczych personelu warszawskiego szpitala MSWiA przy ul Wołoskiej, znęcanie się nad osobą najbliższą i zmuszanie pracownicy szpitala do "innej czynności seksualnej". Grozi mu do 10 lat więzienia.
Niemal wszyscy pacjenci G. - 20 odpowiadają za wręczanie mu łapówek - nie przyznają się do przestępstwa, choć potwierdzają przekazywanie G. pieniędzy. Zapewniają jednak, że były to łapówki, lecz jedynie "dowody wdzięczności" za udane operacje. Podkreślają też, że G. nie żądał od nich pieniędzy. Sąd zwolnił ich już z obowiązku uczestnictwa w procesie.
"Oddawałem na potrzeby szpitala"
Podczas ubiegłotygodniowej rozprawy, kardiochirurg nie przyznał się do zarzutów i odmówił składania wyjaśnień na tym etapie procesu. Sąd odczytał jego zeznania w śledztwie, w których zapewniał, że nigdy nie uzależniał operacji od łapówki. Mówił jednak, że sporadycznie otrzymywał od pacjentów koperty z pieniędzmi, jednak wszystko "oddawał na potrzeby szpitala".
Prezentami były też "kwiaty, flaszki, obraz". Mówił też, że "szarpał się" z pacjentami, gdy dawali mu alkohole. Doktor G. pomówieniami nazywa zeznania tych, których bliscy zmarli po operacjach - i którzy złożyli najbardziej obciążające go zeznania.
Proces doktora G. odroczono do następnej soboty.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24