Czy kochanek, ojciec z dzieckiem i zapracowana bizneswoman przekonają polskiego kierowcę do zmiany stylu jazdy? Kampania Ministerstwa Infrastruktury skierowana do "szybkiego Billa", który podobno kryje się w każdym z nas, ma tym razem odnieść skutek.
Nie działają prośby najbliższych, nie działają mandaty, a nawet uczestnictwo w wypadku. Jednak polskiego kierowcę trzeba edukować - ocenia Ministerstwo Infrastruktury - i od minionego weekendu wchodzi do łóżka "Szybkiemu Billowi", przekonując, że pośpiech nie popłaca, a na drodze kończy się często tragicznie.
30 tys. złotych za mandat?
Kary działają krótko. Trzeba to zmienić. Takie wnioski płyną z raportu stworzonego dla Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego i mają być myślą przewodnią nowej odsłony starej akcji edukacyjnej "Prędkość zabija. Włącz myślenie."
Wyniki badań nie wnoszą wiele nowego. Kierowcy odpowiadali w ankietach na pytania o swoje nawyki na drodze i 49 proc. z nich stwierdziło, że bardzo wysokie mandaty zmusiłyby ich do trwałego ograniczenia prędkości. Dlatego Rada zastanawia się, czy wyjściem nie byłyby mandaty w wysokości kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych? Tyle za poważne wykroczenia płacą Szwajcarzy i Finowie.
Demony prędkości
- Skłonność do szybkiej jazdy i nagminnego przekraczania prędkości jest powszechna wśród kierowców i wynika z ich wewnętrznych postaw - twierdzi, cytowany w raporcie Rady Andrzej Markowski, psycholog transportu.
- Zadziwiające jest, że prawie 50 proc. badanych, którzy uczestniczyli w wypadku, przyznaje, że tylko przez jakiś czas po zdarzeniu jeździli ostrożnie, by potem powrócić do wcześniejszych nawyków - dodaje Jerzy Szymłowski, ekspert z zakresu bezpieczeństwa drogowego.
Gdy na drogach ginie najwięcej ludzi
Prędkość jest główną przyczyną śmierci na polskich drogach. W 2010 roku w wypadkach zginęło 3907 osób, a prawie połowa z powodu znacznego jej przekroczenia.
Kampania potrwa do sierpnia i ma uświadomić kierowcom, że to prędkość, z jaką jeżdżą codziennie, zabija. Obejmie okres wiosennych wyjazdów oraz wakacji, który jest szczególnie niebezpieczny na polskich drogach, głównie ze względu na wzmożony ruch i korzystne warunki atmosferyczne. Od czerwca do sierpnia dochodzi do ponad 31 proc. wszystkich wypadków w skali roku. W 2010 roku zginęło w tych miesiącach ponad 1,2 tys. osób.
Trudno powiedzieć, czy organizowana od kilku lat kampania "Włącz myślenie" przynosi wymierne rezultaty, ale liczba wypadków drogowych w Polsce spada. W 2008 roku było ich ponad 49 tysięcy. W ubiegłym 10 tysięcy mniej. Twórcy kampanii chcieliby, żeby jej hasło zostało zapamiętane, a Ministerstwo Infrastruktury zapowiada, że teraz - niczym Wielki Brat - wejdzie kierowcom do głów i zmieni ich nawyki.
aso//kdj
Źródło: tvn24