- To, co powiedział ksiądz, to jest jawna stygmatyzacja - tak wypowiedź ks. prof. Franciszka Longchamps de Berier na temat in vitro komentuje Małgorzata Saramanowicz, która ma dziecko poczęte metodą in vitro.
W niedawnym wywiadzie dla "Uważam Rze", ks. prof. Franciszek Longchamps de Berier stwierdził, że "są tacy lekarze, którzy po pierwszym spojrzeniu na twarz dziecka wiedzą już, że zostało poczęte z in vitro. Bo ma dotykową bruzdę, która jest charakterystyczna dla pewnego zespołu wad genetycznych".
I tłumaczył: - Podstawowym problemem, przed którym stajemy, nie jest straszenie kogokolwiek czymkolwiek (metodą in vitro- red.) (...). Podstawowe pytanie dotyczy tego, czy nie robimy czegoś, czego natura nie wybaczy.
"Ta teza napawa mnie niepokojem"
Małgorzata Saramanowicz komentując wypowiedź księdza o "bruździe" u dzieci poczętych z in vitro stwierdziła, że jest ono tezą "groźną, złą i krzywdzącą".
- To teza, która napawa mnie niepokojem - podkreśliła.
"Badanie przeprowadzone pod tezę"
Według Saramanowicz argumenty Longchampsa de Berier oparte są na "pseudonaukowych badaniach przeprowadzonych pod tezę - tezę, że in vitro jest złe". - To od razu dyskwalifikuje wyniki takich badań - oceniła. - To, co powiedział ksiądz, to jest jawna stygmatyzacja - powiedziała Saramanowicz.
Przyznała, że jej 15-letnia córka poczęta metodą in vitro przez tego rodzaju stwierdzenia, "czuje się naznaczona".
Autor: nsz/k / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24