SLD, PSL, PO, PiS - z każdą z tych partii, w różnym czasie, łączono osobę Sylwestra R. O zatrzymanym we wtorek prezesie ZUS w kuluarach mówiło się, że to "człowiek o wielu twarzach". To one pozwoliły mu przetrwać w zarządzie Zakładu pięciu premierów - od stycznia 2004 do listopada 2007 roku. Potem został prezesem.
Kariera R. w ZUS-ie rozpoczęła się w styczniu 2004 roku, gdy - za czasów rządu Leszka Millera - został członkiem zarządu do spraw administracyjno-technicznych. Do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych trafił z Narodowego Funduszu Zdrowia. Za prezesa Andrzeja Neumana był tam dyrektorem Departamentu Strategicznego.
Kiedy wraz z nowymi rozdaniami politycznymi zarząd ZUS wymieniał się nazwiskami, R. trwał.
Nikt nie chciał go zwolnić
Posadę zachował, gdy do władzy doszło PiS, a nowy prezes Zakładu Paweł Wypych zaczął wprowadzać swoje porządki. Wtedy R. był już osobą, która miała wpływ na najważniejsze decyzje ZUS-u. – Kiedy tam przyszedłem, R. był członkiem zarządu odpowiedzialnym za administrację. W dodatku nie było prezesa ds. finansowych i pełnił jego obowiązki. Nie miałem do jego pracy żadnych zastrzeżeń. Nie chciałem go odwoływać tylko dlatego, że został powołany przez moją poprzedniczkę – mówił w 2007 roku "Rzeczpospolitej" Wypych (wówczas już b. prezes).
R. zajął jego miejsce. Ale dzisiaj Wypych o swoim następcy wyraża się ciepło: - Pracował rzetelnie. Kiedy dowiedziałem się o tym zatrzymaniu było mi po prostu przykro. To fatalna informacja dla ZUS-u - przyznawał we wtorek TVN24.
Ulubieniec PSL-u
Zatrzymany prezes kojarzony był jednak z politykami PSL. Przede wszystkim z Adamem Struzikiem, który - jako marszałek województwa - w 2003 roku doprowadził do powołania R. do rady nadzorczej Mazowieckiego Funduszu Poręczeń Kredytowych (w której to spółce udziałowcem był samorząd województwa).
Poparcie Struzika doprowadziło również do powołania do zarządu funduszu brata Sylwestra R., Bogdana. "Rzeczpospolita" donosiła natomiast, że w urzędzie marszałkowskim polityka PSL pracowała żona R. O związkach R. z PSL mówiło się wprost.
Kolega Urbańskiego
Ale to była tylko jedna twarz prezesa. Powszechnie uznawano go bowiem za zaufanego człowieka Aleksandry Wiktorow, wieloletniej prezes ZUS. Swojej lojalności R. dał wyraz szybko po tym jak zastąpił Wypycha (następcę Wiktorow) w fotelu prezesa. Jedną z pierwszych jego decyzji było odwołanie 13 z 16 dyrektorów oddziałów ZUS.
Wypych mówił wtedy głośno, że w ich miejsce wrócili "wszyscy ludzie związani z Wiktorow". Jako, że R. powołał Donald Tusk, gromy za "czystki" spadły na Platformę. Ale PiS nie protestowało aż tak głośno.
R. znał się z bliskim PiS zawieszonym prezesem TVP Andrzejem Urbańskim. W lipcu 2007 roku został nawet zatrudniony (łącząc obowiązki w ZUS-ie) jako doradca zarządu TVP (otrzymywał za to 15 tys. zł miesięcznie). Miał nadzorować prace biura finansów. Rezygnację złożył dopiero w listopadzie, gdy został prezesem ZUS.
Źródło: tvn24.pl, "Rzeczpospolita"