MEN reformuje wychowanie do życia w rodzinie. Od września na lekcje będą chodzić wszyscy uczniowie, chyba że rodzice zadeklarują, że sobie tego nie życzą. Z relacji młodzieży wynika jednak, że nauczyciele są kiepsko przygotowani do prowadzenia zajęć. Niektórzy na wszelki wypadek nie wymawiają słowa "seks", inni straszą gejów piekłem, jeszcze inni lekcji po prostu nie prowadzą.
Mam 13 lat. W szkole wychowanie do życia w rodzinie prowadziła pani katechetka. Na każdej lekcji mówiła głównie o paleniu, alkoholu czy narkotykach. Gdyby nie dodatkowa lekcja z seksuologiem, niektóre dziewczyny z mojej klasy nie wiedziałyby nawet jak założyć podpaski. Ta jedna lekcja dała nam więcej do myślenia niż pięć 45-minutowych lekcji w których nawet kilku minut nie mogliśmy poświęcić na sprawy związane z podpaskami lub pierwszą wizytą u ginekologa, która czeka nas już niebawem. Kilka razy próbowałyśmy nawet poruszyć te tematy. Nie wyszło... Relacja nadesłana do Pontonu
W szkole podstawowej w Warszawie nigdy nie było ani słowa o seksualności, z wyjątkiem tego, co przewinęło się na biologii na temat układu rozrodczego i ciąży. W liceum na 5 lat nauki raz przyszły dziewczyny reprezentujące firmę always i zrobiły nam mini-wykład o podpaskach, tamponach i miesiączce. O seksie i antykoncepcji nie mówiono ani słowa. W czasie nauki w LO 3 dziewczyny z mojej klasy przed maturą zaszły w ciążę. Takie były efekty braku edukacji seksualnej. Relacja nadesłana do Pontonu
"O seksie ani słowa"
"U mnie w szkole podstawowej nigdy nie było słowa o seksualności. W liceum raz przyszły jakieś dziewczyny reprezentujące firmę Always i zrobiły samym dziewczynom mini-wykład o podpaskach i miesiączce. O seksie i antykoncepcji nie mówiono ani słowa" – pisze Magda z Warszawy.
Relacje uczniów od stycznia zbierali edukatorzy seksualni z organizacji Ponton. Raport, który prześlą do MEN, ma powstać w maju, ale pierwsze wnioski już są. - Dostaliśmy ponad 400 maili. Większość uczniów twierdzi, że lekcji z wychowania do życia w rodzinie w ogóle nie było albo że nie spełniały ich oczekiwań. Często nauczyciele przekazują własny światopogląd, niewiele mający wspólnego z nauką – mówi nam Aleksandra Józefowska z Pontonu.
"Piszą tylko niezadowoleni"
Nie wszyscy mają złe doświadczenia. 19-letni Maciek z Gdańska zajęcia z wychowania do życia w rodzinie wspomina dobrze. – Lekcje w podstawówce były w porządku, a nauczycielka rzeczowa i kompetentna. Pokazywała nam slajdy i filmy instruktażowe, odpowiadała na wszystkie pytania. No i była tylko od tego przedmiotu, żadna tam biologia czy WOS po kursie – mówi maturzysta.
Ale takie relacje nie są częste. W mailach pisanych do Pontonu uczniowie narzekają: "Nauczycielka od biologii przy każdym słowie 'seks', które przechodziło jej przez gardło pół godziny, czerwieniła się. Innym razem opowiadała o chorobach przenoszonych drogą płciową i ani słowem nie wspomniała o prezerwatywie" (17-letni Karol).
Nauczycielka od biologii przy każdym słowie "seks", które przechodziło jej przez gardło pół godziny, czerwieniła się. Tak samo jak pedagog z gimnazjum, podzielała pogląd o zakazie seksu przed ślubem. Innym razem opowiadała o chorobach przenoszonych drogą płciową, z typowym jak na nauczyciela biologii słownictwem naukowym. Stwierdziła, że nie można się zarazić tylko w przypadku abstynencji seksualnej bądź stałego partnera. Ani słowem nie wspomniała o prezerwatywie. Staraliśmy się uświadomić ją z kolegami, że stały partner nie jest gwarancją zdrowia, gdyż on sam może być chory. Nie przyjmowała tego do wiadomości. Na ostatnich zajęciach puściła nam film na VHS-ie z lat 90. pokazujący seks jako największe zło. Karol, 17 lat Relacja nadesłana do Pontonu
ZNP: nauczyciele nie przygotowani, bo im się nie opłaca
Szef Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz uważa, że z kompetencjami kadry nie jest najlepiej. - Znikomy odsetek nauczycieli ma formalne przygotowanie do takiego nauczania, a jeszcze mniej potrafi to robić – mówi.
MEN jest innego zdania. – Szkoły nie narzekają na brak nauczycieli. Wszyscy mają odpowiednie przygotowanie do nauczania tego przedmiotu, ukończyli studia z tego zakresu lub właściwe kursy – zapewnia rzecznik resortu.
Wychowanie (bardziej) obowiązkowe
Reforma jest na etapie konsultacji społecznych, ale już teraz widać, że mało kogo zadowala. MEN obrywa od obu stron. "Porozumienia na rzecz upowszechniania edukacji seksualnej" (zrzeszające m.in. ZNP, Federację na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, Fundacja Dzieci Niczyje, Ponton czy Towarzystwo Rozwoju Rodziny) domaga się, żeby wychowanie do życia w rodzinie było obowiązkowe. – Tylko w ten sposób przedmiot przestanie być fikcją – argumentuje Broniarz z ZNP.
Obecnie rodzic musi pisemnie zgłosić, że chce, żeby jego dziecko chodziło na lekcje wychowania do życia w rodzinie. Od pierwszego września na lekcje będą chodzić wszyscy, których rodzice nie zadeklarują, że tego sobie nie życzą. W roku szkolnym na wychowanie do życia w rodzinie resort przeznacza 14 godzin lekcyjnych Założenia reformy MEN
Według statystyk MEN w 2007 roku na zajęcia z wychowania do życia w rodzinie chodziło 65 procent uczniów dwóch ostatnich klas podstawowych, 65 procent uczniów gimnazjów, 44 procent uczniów zawodówek i 38 procent uczniów liceów.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: SXC