Rosyjscy prokuratorzy badający przyczyny katastrofy Tu-154M domagają się przesłuchania rodzin osób, które zginęły pod Smoleńskiem. Powód? Chcą wiedzieć czy nie zabrali ze sobą elementów znalezionych na miejscu. Na zeznania przed Rosjanami nie zgodziła się m.in. Zuzanna Kurytka, wdowa po prezesie IPN.
Tuż przed świętami Bożego Narodzenia z Magdaleną Mertą skontaktowała się polska prokuratura wojskowa, ale z pytaniami od prokuratury rosyjskiej.
- Tak, dostałam takie zawiadomienie, że Rosjanie chcą wiedzieć, czy ktoś, kto ze mną był, czy ja sama, przywiozłam stamtąd jakieś resztki samolotu. Rozumiem, że chodzi o to, żeby je Polakom odebrać i zwrócić Rosjanom – opowiada wdowa po wiceministrze kultury
Kto przywozi "pamiątki"?
Chodziło m.in. o październikowy pielgrzymkę do Smoleńska w pół roku po katastrofie. Razem z nią na miejscu katastrofy była niemal setka osób. Rosjanom chodzi o ujawnienie ich tożsamości i sprawdzenie, czy nie zabrali z sobą do Polski jakichś znalezionych na miejscu elementów.
- Tak, są takie pytania, rosyjskich prokuratorów. Te kwestie interesowały i interesują, i dlatego takie pytania we wnioskach zawarli – potwierdza płk Zbigniew Rzepa, rzecznik prokuratury wojskowej.
Można trafić do łagru
Magdalena Merta przed wizytą w prokuraturze chce skonsultować się z prawnikiem. Spotkanie z prokuratorami w identycznej sprawie odbyła juz Zuzanna Kurtyka. Spotkanie - z punktu widzenia śledczych – nieudane. Wdowa po szefie IPN nie zgodziła się zeznawać z jednego konkretnego powodu: - Odczytano mi odpowiedni paragraf z kodeksu karnego Federacji Rosyjskiej.
Żona tragicznie zmarłego prezesa IPN dowiedziała się od polskich prokuratorów, co grozi jej na terytorium Rosji np. za składanie fałszywych zeznań, bądź odmowę ich złożenia - dotkliwe kary pieniężne, zatrzymanie lub areszt to nie wszystko. - Można też dostać dwa lata pobytu w łagrach, co w kodeksie karnym Federacji Rosyjskiej całkiem dobrze funkcjonuje – mówi Kurtyka.
Niepoważni Rosjanie
- Mamy wrażenie braku powagi takich zachowań ze strony Rosjan – zwraca uwagę Merta - Bo czy gdy trzyma się stertę szczątków samolotu bez żadnego dozoru i dozwala się, jak się wyraziła Zuzanna Kurtyka, szufelkami wynoszenie tych szczątków, a potem się wzywa tych, którzy tam pojechali wiele miesięcy później i odpytuje ich się, czy byli świadkiem, że ktoś sobie coś zabrał, albo czy sami cokolwiek znaleźli, to ma się wrażenie, że poza szykanami, poza pozorowanymi działaniami niczemu to nie służy.
Co udało się przywieźć?
Problem jednak jest, bo jak pokazuje informator TVN24, "pamiątki" ze Smoleńska można bez trudu przewieźć przez granicę. Fragment aluminiowego poszycia samolotu, elementy podzespołów, fragment munduru – nikt nie zwraca uwagi na to, że takie rzeczy zabierano z miejsca katastrofy.
- Nie wiem, może i bym to oddał prokuraturze, ale teraz po prostu boję się konsekwencji... z drugiej strony to pamiątka... – przyznaje informator.
Prokuratura wzywa do dobrowolnego zwrócenia szczątków z miejsca katastrofy informując, że za ich dotychczasowe przechowywanie nie grożą żadne kary. - Te przedmioty trafią do prokuratury, która tych przedmiotów poszukuje i potrzebuje do akt śledztwa – mówi płk Rzepa precyzując, że szuka ich strona rosyjska.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24