Objęcie przez Donalda Tuska urzędu przewodniczącego Rady Europejskiej jest pierwszym rzeczywistym odejściem od zasady, że głównymi instytucjami Zachodu (UE, NATO) kierują politycy z Europy Zachodniej lub Ameryki. Krótki epizod, gdy Jerzy Buzek był przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, nie zmienił tego stanu rzeczy.
Dziś mało pamięta się o tym, że w tym samym mniej więcej czasie, gdy Buzek został przewodniczącym PE, Radosław Sikorski bezskutecznie starał się o posadę sekretarza generalnego NATO. Opinia publiczna i elity polityczne krajów, które wstępowały do zachodnich instytucji w ostatnich kilkunastu latach, traktowały Unię Europejską i NATO jako coś "stamtąd". Nie coś, co zarządzane i kierowane jest przez Polskę, Czechy, Węgry, Słowację czy kraje bałtyckie, ale jako instytucje, na czele których zawsze będą stali Niemcy, Francuzi, Brytyjczycy, Włosi czy Amerykanie.
Kilkadziesiąt lat odseparowania byłych państw komunistycznych od zachodniego świata sprawiło, że nauczeni jesteśmy instynktownie mówić o Unii czy o Sojuszu Atlantyckim nie jako o "naszych" organizacjach, lecz tych, do których ledwie nas wpuszczono. Widać to wyraźnie w debacie polskiej o stosunku Unii i NATO do Rosji w ostatnich miesiącach. Zewsząd w Polsce padają słowa "niech Unia coś zrobi", "niech NATO wreszcie zareaguje", w domyśle: "niech oni - zachodni Europejczycy czy Amerykanie coś wreszcie zrobią".
Pierwszy realny wyłom?
Objęcie posady przez Tuska to pierwszy realny wyłom w tej rzeczywistości. Oczywiście nie należy się spodziewać, że rola Polski i innych państw regionu wzrośnie natychmiast po objęciu stanowiska szefa Rady Europejskiej przez polskiego polityka. Wiele zależy od samego premiera, od stylu, w jakim kierować będzie pracami Rady. Wiele zależy też po prostu od wydarzeń, które będą nadawać ton Europie w najbliższych latach. Jest co najmniej kilka, które już zasadniczo zmieniły bądź będą zmieniać porządek polityczny, gospodarczy czy militarny na Starym Kontynencie.
Dzisiaj przede wszystkim wyzwanie dla Europy stanowi Rosja z całym jej bagażem imperialnej agresji wobec sąsiadów. Rosja wróciła do roli przeciwnika i rywala UE i NATO, co paradoksalnie jest jednym z czynników wzmacniających rolę i głos Polski w Europie. Drugie wyzwanie to los samej Ukrainy - wielkiego, ale słabego i źle funkcjonującego państwa, które w dramatyczny sposób chce wyrwać się z objęć Moskwy i zbliżyć do UE, płacąc za to cenę wojny, jaką faktycznie wypowiedziała jej Rosja Putina.
Są też "stare" wyzwania dla Europy, o których trochę teraz zapomniano, ale które mogą lada moment o sobie przypomnieć. To trwająca stagnacja gospodarcza, to nieprzezwyciężony do końca kryzys finansowy w strefie państw posiadających pieniądz euro, to wreszcie problem słabego ożywienia gospodarczego, które sprawia, że UE rozwija się słabo i nie potrafi przełamać choćby dużego bezrobocia.
Cały czas także w Unii nierozwiązana jest sprawa budowy takich podstaw energetycznej solidarności, które uwolniłyby Europę, zwłaszcza Środkową i Wschodnią, od szantażu rosyjskiego. Można także dodać, że nierozstrzygnięta jest kwestia, czy UE ma pozostać tym, czym jest, czy też nadal integrować się w stronę federacji.
Nie mógłby być jednocześnie premierem Polski
Tymi wszystkim problemami będą zajmować się najważniejsi politycy państw Unii i najważniejsi politycy jej instytucji, w tym Tusk.
Czym w takim razie realnie jest, a czym nie jest stanowisko przewodniczącego Rady Europejskiej?
Przede wszystkim należy podkreślić, że Rada Europejska (nie wolno jej mylić z Radą Europy) jest najwyższą władzą w Unii Europejskiej. Rada Europejska to zgromadzenie szefów państw i rządów 28 krajów UE. Jej pracami kierował właśnie przewodniczący, którym przez pięć ostatnich lat był Herman van Rompuy. Będąc szefem Rady, Tusk nie będzie mógł być jednocześnie premierem Polski. W Radzie zasiądzie nowy premier RP.
Silna pozycja przewodniczącego
Rada Europejska jest najwyższą władzą w UE, ponieważ Unia cały czas, bez względu na zmiany, jest Unią suwerennych państw. Oczywiście mnóstwo decyzji podejmuje się w UE już na poziomie niższym niż szczyty szefów państw i rządów UE, ale wciąż często od decyzji liderów narodowych zależy najwięcej. Dlatego pozycja przewodniczącego Rady Europejskiej jest stosunkowo silna, ponieważ ma stały kontakt z przywódcami państw.
Ważne jest również to, że przewodniczący Rady jest obecny na szczytach Unii Europejskiej z przywódcami światowych mocarstw: Barack Obama na szczycie USA - UE spotyka się z przewodniczącym Rady i przewodniczącym Komisji Europejskiej oraz z szefem dyplomacji Unii. Podobnie jest w przypadku szczytów UE - Chiny czy do niedawna UE - Rosja. Przewodniczący Rady Europejskiej także reprezentuje Unię w kontaktach zewnętrznych mniejszego stopnia.
Jak mógłby wyglądać rozkład stanowisk?
Wyobraźmy sobie na chwilę, jak wyglądać będzie rozkład unijnych stanowisk po objęciu przez Tuska szefostwa w Radzie. Będzie on "reprezentował" region Europy Środkowo-Wschodniej w najwyższych gremiach UE. Na dodatek na czele Rady stanie polityk z kraju spoza strefy euro, z kraju będącego w awangardzie antyputinowskiej i proukraińskiej retoryki. Z kraju, któremu zależy na utrzymaniu ścisłych więzów europejsko-amerykańskich.
Polak w Radzie UE będzie argumentem przeciwko wyodrębnieniu się strefy euro jako nowej unii w Unii, na dodatek Tusk będzie raczej zwolennikiem utrzymania liberalnych przepisów rynkowych w ramach UE i będzie za pozostaniem Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej, choćby dlatego, że liczy na brytyjskiego sojusznika w rozgrywce z Rosją i obecność setek tysięcy Polaków na Wyspach.
Jako szef Rady Tusk będzie miał możliwość blokowania (do pewnego stopnia) ewentualnych porozumień z Rosją kosztem Ukrainy czy państw naszego regionu. Oczywiście kompetencje przewodniczącego są ograniczone, musi on wypracowywać porozumienia w Radzie. Ale ograniczone kompetencje można rekompensować osobowością i ambicją, a tych, miejmy nadzieję, nie zabraknie Tuskowi.
Autor: Jacek Stawiski, TVN24 Biznes i Świat
Źródło zdjęcia głównego: KPRM