To jest nasz sukces, że kancelaria premiera wciąż nie publikuje decyzji Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji - powiedziała w "Faktach po Faktach" liderka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet Marta Lempart. - Myślę, że wyszło z badań partii rządzącej, że nawet wyborcy PiS nie uważają tego oświadczenia za wyrok, wiedzą, że to jest coś, co podyktował pan Jarosław Kaczyński - mówiła.
Tydzień temu podczas protestu na placu Powstańców Warszawy, związanego z decyzją kierowanego przez Julię Przyłębską Trybunału Konstytucyjnego w sprawie przepisów antyaborcyjnych, grupa mężczyzn z pałkami teleskopowymi i gazem łzawiącym starła się z uczestnikami manifestacji. Rzecznik Komendy Stołecznej Policji przyznał, że byli to nieumundurowani policjanci. Twierdził, że wielokrotnie już pełnili służbę podczas zgromadzeń i interweniowali, gdy dochodziło do łamania prawa i aktów agresji.
W sobotę politycy Koalicji Obywatelskiej złożyli wniosek o odwołanie szefa Komendy Stołecznej Policji nadinspektora Pawła Dobrodzieja. Jednak w ocenie komendanta głównego policji generała Jarosława Szymczyka szef policji w Warszawie właściwie wywiązuje się ze swoich obowiązków - powiedział rzecznik KGP inspektor Mariusz Ciarka.
"Wiem, że już przychodzi policja do miejsc zameldowania. Przekracza swoje uprawnienia wszędzie, gdzie tylko może"
Liderka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet Marta Lempart pytana w "Faktach po Faktach" w TVN24, co się dzieje ze spisanymi przez policję uczestnikami strajku kobiet na placu Powstańców Warszawy, odpowiedziała, że "ta machina działa powoli". - Teraz mamy do czynienia z wezwaniami dotyczącymi wydarzeń sprzed dwóch, trzech tygodni. Ja na przykład dostałam wezwanie na przesłuchanie w charakterze osoby podejrzanej o to, że przeklinałam - mówiła.
- Najczęściej jest tak, że jeżeli osoby są zatrzymywane, to są im od razu stawiane zarzuty. W przypadku osób spisywanych to działa troszkę wolniej. Wiem, że już przychodzi policja do miejsc zameldowania, usiłuje wręczać wezwania, przesłuchiwać na miejscu, policja teraz przekracza swoje uprawnienia wszędzie, gdzie tylko może - skomentowała.
Jednak jak dodała, "osoby, które są na protestach, mają już bolesną edukację za sobą". - Czyli wiedzą, że wezwanie trzeba dostać na piśmie, że nie ma mowy o umawianiu się przez telefon, wiedzą, że nie należy się do niczego przyznawać, odmawiać składania wyjaśnień. Protestowanie jest legalne, nie ma żadnego zakazu zgromadzeń. Rządzą nami ludzie, którzy nawet nie byli w stanie go wprowadzić w sposób prawidłowy - oceniła.
"My pomagamy policji, pomagamy prokuraturze. My po prostu niesiemy pomoc w zidentyfikowaniu osób, które są przestępcami"
- My pomagamy policji, pomagamy prokuraturze. Ja nie wiem, kto tam dokładnie był, wiadomości są sprzeczne. Ludzie, którzy byli zamaskowani, rzucili się z gazem i pałami na uczestników i uczestniczki pokojowej demonstracji - mówiła Lempart. - My po prostu niesiemy pomoc w zidentyfikowaniu osób, które są przestępcami i powinny odpowiedzieć za to, co się tam wydarzyło - dodała.
- Jeżeli się okaże, że ci państwo są policjantami, którzy przekroczyli swoje uprawnienia, to pewnie nie zadziała policja i prokuratura, ale jestem pewna, że zadziała artykuł 44 konstytucji, który mówi o tym, że jeżeli jakieś przestępstwo nie jest ścigane z powodów politycznych, to ono się nie przedawnia - tłumaczyła.
Jak powiedziała, "wszyscy panowie, jeżeli są rzeczywiście z policji, na pewno za to odpowiedzą".
"Nawet wyborcy PiS wiedzą, że to jest coś, co podyktował pan Jarosław Kaczyński"
Pytana, czy to sukces Strajku Kobiet, że kancelaria premiera wciąż nie publikuje decyzji TK, odpowiedziała, że "to jest sukces". - Myślę, że wyszło też z badań partii rządzącej, że nawet wyborcy PiS nie uważają tego oświadczenia za wyrok wydany przez niezawisły sąd, wiedzą, że to jest coś, co podyktował pan Jarosław Kaczyński, że to jest jeden z wybiegów, żeby zakazać aborcji w Polsce, w dodatku wybieg nieudany - mówiła.
Jej zdaniem "wyborcom Prawa i Sprawiedliwości przestało się mieścić w głowie, że w czasie, kiedy jest pandemia, kiedy siada służba zdrowia, kiedy nie działa edukacja, kiedy padają biznesy, kiedy ludzie tracą pracę, rząd zajmuje się aborcją, Jarosław Kaczyński zajmuje się aborcją".
- Ale tych sukcesów mamy więcej - mówiła. - Odwołałyśmy tak naprawdę posiedzenie Sejmu trzy tygodnie temu. Nie mogło się odbyć, bo pan Jarosław Kaczyński bał się, że nie ma większości. Ułożyłyśmy porządek obecnego posiedzenia. Panowie musieli zrezygnować zarówno z projektu zakazu aborcji opracowanego przez pana prezydenta, z projektu pana Ziobry zamykania kobiet w ośrodkach przymusowych w okresie ciąży, która kwalifikowałaby się do przerwania z przyczyn embriopatologicznych - wymieniała.
"Jego strach jest większy niż nasz, dlatego to jest bardzo niebezpieczna sytuacja"
- Sytuacja jest taka, że pan Kaczyński naprawdę nie ma kontroli, natomiast ma rzeczywiście służby, a jego strach jest wielki. Jego strach jest większy niż nasz, dlatego to jest bardzo niebezpieczna dla nas wszystkich sytuacja właśnie dlatego, że on się tak bardzo boi - oceniła.
- My wrzucamy wydarzenie, mówimy o tym, że robimy blokadę i okazuje się, że pan Kaczyński ściąga do Warszawy cztery tysiące policjantów i robi sam blokadę i my tak naprawdę zostajemy z wykonanym zadaniem - dodała.
Protesty po orzeczeniu Trybunału w sprawie aborcji
Od 22 października w całym kraju trwają protesty, będące sprzeciwem wobec zaostrzenia - w wyniku decyzji Trybunału Konstytucyjnego - przepisów antyaborcyjnych. Trybunał kierowany przez Julię Przyłębską orzekł, że przepis tak zwanej ustawy antyaborcyjnej z 1993 roku zezwalający na przerwanie ciąży w przypadku ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu jest niezgodny z konstytucją. Przepis straci moc wraz z publikacją wyroku, ale ten nie został jak dotąd ogłoszony.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24