Posłowie Koalicji Obywatelskiej winą za zachowanie policjantów podczas środowego protestu obarczają komendanta stołecznego policji nadinspektora Pawła Dobrodzieja i żądają jego odwołania. W trakcie tej demonstracji nieumundurowani funkcjonariusze pałkami teleskopowymi i gazem łzawiącym potraktowali jej uczestników i uczestniczki.
- Wszyscy mamy przed oczyma te sceny, kiedy nieumundurowani funkcjonariusze policji pałkami teleskopowymi bili protestujących. Nie mamy wątpliwości, kto wydał decyzję polityczną, aby w ten sposób traktować protestujących dopominających się o swoje prawa - mówił na sobotniej konferencji przed budynkiem Komendy Głównej Policji poseł Koalicji Obywatelskiej Marcin Kierwiński. Wskazał, że odpowiedzialność polityczną za działania policji ponoszą wicepremier i prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński oraz minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Kamiński.
- Ale jest jeszcze ten szczebel wykonawczy, są wykonawcy tych poleceń, nadgorliwi wykonawcy tych poleceń - podkreślił Kierwiński. Stwierdził, że "takim nadgorliwym wykonawcą tych poleceń" jest komendant stołeczny policji Paweł Dobrodziej.
- To Komenda Stołeczna Policji realizowała tłumienie demonstracji, to komendant stołeczny policji był osobą, która de facto dowodziła tą akcją. Dlatego dziś spotykamy się tutaj, aby złożyć wnioski do komendanta głównego policji i ministra spraw wewnętrznych i administracji o pilne odwołanie pana komendanta Dobrodzieja. Procedura wymaga, aby ten wniosek był niejako dwutorowy, bo to komendant główny policji wnioskuje do ministra i w takiej formule dokonuje się odwołanie. Uważamy, że jest to niezbędne - mówił poseł KO.
Nieumundurowani policjanci z pałkami teleskopowymi i gazem
Protest planowany w środę przed Sejmem rozlał się po ulicach Warszawy. Demonstranci utknęli na placu Powstańców Warszawy, po tym, jak policyjne oddziały prewencji odcięły drogi wyjścia. Kamery TVN24 zarejestrowały też sytuację, gdy w tłumie doszło do przepychanek, a do akcji wkroczyli zamaskowani mężczyźni z pałkami teleskopowymi i gazem łzawiącym. Część miała odblaskowe opaski z napisem "policja" na ramieniu, ale nie wszyscy.
- W momencie kiedy policjanci utworzyli kordon w rejonie placu Powstańców Warszawy, zostali zaatakowani przez grupę osób. W tym przypadku normalną rzeczą jest, że policjanci używają środków przymusu bezpośredniego, w tym przypadku mówimy o gazie i sile fizycznej. Musimy podkreślić, że mamy do czynienia z grupą osób, która była bardzo agresywna - tłumaczył na antenie TVN24 rzecznik KSP Sylwester Marczak.
Jak opisywał, wobec jednej z osób, która miała atakować wcześniej funkcjonariuszy, interweniowali nieumundurowani policjanci. I to właśnie ten moment zarejestrowała kamera TVN24. - W tym przypadku nastąpiła próba odbicia osoby, wobec której nastąpiły czynności legitymowania. Zostało to uniemożliwione przez policjantów, znów musieli użyć siły fizycznej - opisywał rzecznik.
Marczak podkreślił też, że nieumundurowani policjanci wielokrotnie pełnili służbę podczas zgromadzeń i interweniowali na nich, gdy dochodziło do łamania prawa i aktów agresji.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24