Znany kardiochirurg dr Mirosław G. nie przyznaje się do korupcji. Ponowny jego proces toczy się w warszawskim sądzie rejonowym. We wtorek lekarz podkreślał, że rodziny pacjentów próbowały okazywać mu wdzięczność w różny sposób, ale pieniędzy od nich nie przyjmował.
W I instancji sąd uniewinnił dr. G. od zarzutów uzależniania od łapówki przyjęcia do szpitala lub podjęcia się operacji. Skazał za przyjmowanie pieniędzy od wdzięcznych pacjentów. Sąd II instancji utrzymał wyrok skazujący dr. G., a w części uniewinniającej lekarza orzeczenie uchylił i ta część procesu zaczęła się od nowa.
Ponowny proces rozpoczął się 1 września, po ponad roku prób. Wcześniej na przeszkodzie stawał m.in. stan zdrowia współoskarżonych z dr. G. pacjentów. Początkowo były to trzy osoby: Jadwiga i Henryk J. w wieku ok. 90 lat oraz ok. 80-letnia Janina P. Sprawy Jadwigi i Henryka J. ze względu na stan ich zdrowia zostały wyłączone z głównego procesu.
Na wtorek zaplanowano składanie wyjaśnień przez oskarżonego lekarza, który zdecydował, że nowych wyjaśnień nie będzie składać, ale odpowie na pytania prokuratora, swojego obrońcy i sądu. Nie przyznał się do winy. Podkreślił, że w pracy kierował się pasją, a nie chęcią zysku.
- Gdyby interesowały mnie pieniądze, byłbym właścicielem trzech klinik w Polsce - mówił, przyznając równocześnie, że bliscy jego pacjentów w różny sposób okazywali mu wdzięczność. Dostawał książki, kwiaty, laurki, obrazy - wymieniał.
- Ojciec młodego chłopaka przyniósł mi pudełko po butach wypełnione pieniędzmi. Błagał o zoperowanie syna, młodego piłkarza. Powiedziałem mu, żeby to sobie zabrał - zaznaczył. Dodał, że chłopaka z powodzeniem zoperował.
Co było w kopertach?
Nawiązał też do nagrań, które są dowodem w sprawie, a na których zarejestrowano przekazywanie mu kopert. Jak zaznaczył, w kopertach były skierowania, wyniki badań, podziękowania. Podkreślał, że tego nie sprawdzał. Koperty z podziękowaniami odkładał do specjalnego zeszytu, badania - przekazywał sekretarkom.
Kardiochirurg kolejny raz mówił też o kulisach swojego zatrzymania. Zaznaczył, że agenci CBA zatrzymali go we własnym gabinecie, którego jednak od razu nie przeszukali. - Przeszukali go później, przy asyście jednego z moich asystentów - dodał. - Poinformowali mnie, że zostałem zatrzymany za zabójstwo pacjenta i że nie jestem już szefem kliniki. Nie mówili o korupcji - powiedział.
Odnosząc się bezpośrednio do zarzutów korupcji, G. przyznał, że zdarzały się sytuacje, kiedy prosił bliskich pacjentów, by albo sami zapewnili ciągłą opiekę swym bliskim albo skorzystali z dodatkowo płatnych dyżurów pielęgniarskich. - To były sytuacje wyjątkowe, np. pacjenci z zespołem Downa, z nocnym zatrzymywanie oddechu, których nikt inny nie chciał operować - precyzował. Zaznaczył równocześnie, że opłatami, grafikiem takich dyżurów zajmowała się pielęgniarka oddziałowa.
"Ogromny zysk"
Kardiochirurg podkreślał również, że szpital MSWiA, w którym do lutego 2007 r. był ordynatorem, osiągał dzięki niemu i jego zespołowi ogromny zysk. - W ciągu 14 miesięcy zoperowaliśmy tysiąc pacjentów - powiedział.
- Jest drugie dno całej sprawy, zaczęło się od nieporozumień między lekarzami. Wielokrotnie mówiłem, że to nie ja miałem być aresztowany, tylko ktoś inny - dodał.
Także druga oskarżona w tym procesie Janina P. nie przyznała się do winy. Jak wyjaśniała, w kopercie, którą położyła na biurku lekarza w grudniu 2006 r. - co utrwalono na nagraniu CBA - były wyniki licznych badań medycznych jej męża, które wcześniej zlecił dr G.
Proces dr. G
Pierwszy proces dr. G. i wówczas 20 jego pacjentów był efektem jednej z pierwszych akcji nowo utworzonego wówczas Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Odbił się szerokim echem wśród opinii publicznej. W styczniu 2013 r. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa po czteroletnim procesie skazał dr. G. na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata i grzywnę za przyjęcie ponad 17,5 tys. zł od pacjentów. Został skazany za część zarzutów korupcyjnych z łącznej liczby 42 zarzutów, jakie usłyszał. Uniewinniono go od 23, m.in. mobbingu wobec podwładnych i części korupcyjnych. Sprawy oskarżonych pacjentów sąd warunkowo umorzył, a niektórych - uniewinnił.
W kwietniu 2014 r. Sąd Okręgowy w Warszawie uchylił uniewinnienie G. oraz kilku jego pacjentów. Zwrócił w tym zakresie sprawę sądowi mokotowskiemu.
Odsyłając do Sądu Rejonowego sprawę kopert wręczanych dr. G. w jego gabinecie (wręczający twierdzili, że w kopertach były listy polecające lub dokumenty medyczne), Sąd Okręgowy wskazał, że jeśli ktoś idzie do lekarza, to zazwyczaj wyniki badań pokazuje na początku wizyty, a nie zostawia ich na odchodnym. Sąd Okręgowy nie przesądził, czy doszło do wręczenia korzyści majątkowej. Wskazał, że sąd I instancji nie uzasadnił swego stanowiska.
Zarazem Sąd Okręgowy utrzymał skazanie lekarza na rok więzienia w zawieszeniu i grzywnę za 18 zarzutów przyjęcia pieniędzy od pacjentów wykazujących swą wdzięczność.
Bohater sławnej konferencji prasowej
Sprawa dr. Mirosława G., byłego ordynatora kardiochirurgii szpitala MSWiA, stała się głośna w lutym 2007 roku. Wtedy to odbyła się konferencja prasowa ministra sprawiedliwości w rządzie koalicji PiS-Samoobrona-LPR Zbigniewa Ziobry, na której wystąpił z ówczesnym szefem CBA Mariuszem Kamińskim. Mówiąc o dowodach przeciwko dr. G. (zarzucano mu wtedy zabójstwo pacjenta), Ziobro powiedział: "już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie". Za te słowa lekarz wytoczył mu proces cywilny o naruszenie dóbr osobistych. Ziobro przegrał, zapłacił 30 tys. zł zadośćuczynienia. Media pisały, że te słowa Ziobry spowodowały też spadek liczby transplantacji w Polsce. Po ponad roku śledztwa prokuratura wycofała się z najpoważniejszych zarzutów wobec G.: zabójstwa jednego z pacjentów i narażenia życia dwóch kolejnych.
Autor: kbb//rzw / Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24