Czy władze mogły przygotować lepiej siebie i mieszkańców na ostatnie ulewy w Warszawie i Gdańsku? - Nie jesteśmy w stanie przewidzieć dokładnej skali i miejsca opadów - odpowiada dr Przemysław Guła z Rządowego Centrum Bezpieczeństwa. A prezydent Gdańska Paweł Adamowicz dodaje: - Musimy się nauczyć z tym żyć. I tak zrobiliśmy bardzo dużo. Na pewno?
W środę ulice Gdańska w kilkanaście minut zamieniły się w płytkie jeziora, albo rwące potoki. Stanęły pociągi i tramwaje. Zamarli też przerażeni mieszkańcy, którym przypomniały się obrazy z 2001 roku, kiedy po bardzo intensywnych opadach Gdańsk znalazł się pod wodą.
Takich sytuacji nie unikniemy
Czy przez osiem lat można było zrobić na tyle dużo, by w środę studzienki kanalizacyjne nie zatkały się już po 10 minutach ulewnego deszczu? Zdaniem hydrologa Janusza Żelazińskiego i tak, i nie. Dlaczego? - Przepustowość systemów kanalizacyjnych jest zbyt mała. Wszystkie ulice w Gdańsku były budowane według zbyt łagodnych norm. Nie sugeruję, że trzeba przebudować obecne systemy kanalizacyjne, ale kiedy się buduje nowe osiedla, to trzeba o tym myśleć. Moim zdaniem można było jednak zrobić od 2001 roku trochę więcej żeby ten system usprawnić - oceniał.
Ale za to, co działo się w środę w Gdańsku tamtejszych władz nie chciał krytykować dr Przemysław Guła z Rządowego Centrum Bezpieczeństwa. - Nie jesteśmy w stanie przewidzieć dokładnej skali i miejsca opadów - przyznawał szczerze.
Bronił się także sam prezydent miasta Paweł Adamowicz. Przekonywał, że od 2001 roku miasto zrobiło bardzo dużo by "sytuacja powodziowa" nie miała prawa się powtórzyć. Na budowę zbiorników retencyjnych i usprawnienia systemu wydano w ostatnich latach według obliczeń Adamowicza około 100 milionów złotych. - Ta dzisiejsza mała katastrofa budowlana tutaj (w centrum Gdańska) jest po części wynikiem jednej z takich inwestycji. Deszcz przyszedł po prostu szybciej niż koniec robót - mówił prezydent.
Różnica między Bangladeszem a USA?
Gdyby nie poczynione prace obraz Gdańska byłby po środowych ulewach dużo gorszy. - To, że sparaliżowany został pewien fragment Gdańska świadczy zarówno o sile żywiołu jak i o konieczności rozbudowy systemu. (...) Powiedzmy sobie jednak szczerze - nigdy nie będziemy mieli pewności jak będzie wyglądała sytuacja. Zmiany klimatyczne są faktem, to nie bajki. Musimy się nauczyć z tym żyć - oceniał gorzko.
Dyskusję spuentował Żelaziński, który zgodził się z prezydentem Gdańska, że w obecnych warunkach nie da się uniknąć strat materialnych, które powodować będą olbrzymie ulewy. Hydrolog wskazał jednak, że właśnie tym w podobnych sytuacjach różni się Bangladesz od USA, że kiedy w pierwszym z tych krajów przejdzie żywioł, to straty finansowe są niewielkie, a ofiar wiele, a w drugim kraju odwrotnie. - Musimy chronić życie ludzi. Dążmy do tego cywilizacyjnego modelu - zaapelował.
ŁOs//mat
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24