Twierdzi, że została skrzywdzona, bo zrobiono z niej kozła ofiarnego. W jakiej sprawie? W sprawie przyznania przez prezydenta odznaczenia Wojciechowi Jaruzelskiemu. Maria Ryszkowska, była ekspert z biura kadr i odznaczeń Kancelarii Prezydenta, pozwała swojego byłego pracodawcę i zażądała 20 tysięcy złotych odszkodowania. Jedną potyczkę sądową - o przywrócenie do pracy - już przegrała. Ale broni nie składa.
Fakt, że Lech Kaczyński odznaczył autora stanu wojennego Krzyżem Zesłańców Sybiru ujawnili wiosną 2006 r. reporterzy programu "Teraz My". Współpracownicy prezydenta zareagowali bardzo szybko - całą sprawę nazwali sabotażem, dokonanym przez pracowników "z wieloletnim stażem". Ówczesny szef Kancelarii Prezydenta Andrzej Urbański zapowiedział też, że w stosunku do tych osób zostaną wyciągnięte surowe konsekwencje przewidziane kodeksem pracy. Za co? Za to, że dopuściły się one "rażącego naruszenia obowiązków służbowych".
Zmiany reorganizacyjne?
Ostatecznie pracę straciły trzy osoby: Maria Ryszkowska, ekspert z biura kadr i odznaczeń kancelarii oraz dwie podległe jej pracownice. Oficjalnie zostały zwolnione nie za "naruszenie obowiązków", ale wskutek "zmian reorganizacyjnych".
Ryszkowska postanowiła pozwać kancelarię. W lipcu 2008 roku zażądała 20 tys. zł odszkodowania. Twierdzi, że przedstawiciele kancelarii obarczyli ją w mediach winą za przyznanie orderu Jaruzelskiemu, przypisali jej sabotaż oraz fałszerstwo. Zdaniem Ryszkowskiej, mimo że w oświadczeniu kancelarii nie padło jej nazwisko, to wskazano na nią i jej pracownice jako osoby z "wieloletnim stażem". A Ryszkowska w kancelarii pracowała od 1989 roku. Kancelaria odpiera zarzuty i powtarza, że nikt nigdy nie wskazywał palcem na osoby winne "sabotażowi".
Kto sabotował?
Z akt sądowych wynika, że w sprawie Jaruzelskiego decyzję podejmowała Barbara Mamińska, dyrektor biura kadr i odznaczeń prezydenckiej kancelarii oraz Andrzej Urbański. - Wniosek o krzyż dla Jaruzelskiego zaakceptował minister pracy i polityki społecznej i przekazał do naszego biura. Ten wniosek spełniał wszelkie wymogi formalne. Najpierw dokument ten trafił do Ryszkowskiej, potem do dyrektor Mamińskiej, a następnie do ministra Urbańskiego - cytuje "Dziennik" zeznania Grażyny Ostrowskiej, jednej z byłych podwładnych Ryszkowskiej.
Sama Ryszkowska utrzymuje, że jej szefowa "została poinformowana, iż na liście jest nazwisko Jaruzelskiego, a to może budzić kontrowersje". Mimo to parafowała wniosek, zrobiła jego ksero i miała porozmawiać o sprawie z Urbańskim. Efekt rozmów? Pod koniec lutego 2006 roku prezydent podpisał postanowienie o przyznaniu krzyża generałowi Jaruzelskiemu.
Dziennikarzom gazety nie udało się skontaktować z Andrzejem Urbańskim (będzie zeznawał przez sądem w maju).
Źródło: "Dziennik"
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Andrzej Grygiel