"W Polsce jest za dużo dziennikarzy, a za mało newsów" - zgadzam się z tą diagnozą. Postawiła ją Anne Applebaum, wybitna dziennikarka amerykańska, żona Radosława Sikorskiego, która chyba z miłości do męża zamieszkała w Polsce. Polskę uważam za świetny kraj do mieszkania dla Polaków. Cudzoziemcy, którzy tu osiedli, budzą moje podejrzenia.
Albo są bardzo młodzi i jak dojrzeją, to wyjadą, albo - jak Bernard Margueritte - który 60 lat temu pisywał do "Le Monde" i "Figaro", zasilą tygodnik "Do Rzeczy". Nie trzeba być medioznawcą, żeby zauważyć, że to nie jest awans. Z Anne Applebaum jest inaczej. Potrzebują ją wszędzie, jak kiedyś Józefa Oleksego.
Jej książkę "Zmierzch demokracji" czytam z najwyższym zainteresowaniem. Ma ona podtytuł "Zwodniczy powab autorytaryzmu" i jest opisem i analizą zmian społecznych, z którymi mamy do czynienia na całym świecie. "Zmierzch demokracji" oparty jest na obserwacji Polski, Węgier, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Na przykładach tych krajów Applebaum analizuje światowe zjawisko załamywania się rządów demokratycznych i zastępowanie ich przez autorytaryzm. Próbuje odpowiedzieć na pytanie, skąd biorą się sukcesy Jarosława Kaczyńskiego, Viktora Orbana, Donalda Trumpa i Borysa Johnsona?
Ramą opowieści są dwa przyjęcia sylwestrowe. Pierwsze w 1999 roku i drugie 20 lat później. Oba wydane przez autorkę i jej męża odbyły się w ich domu w Chobielinie koło Bydgoszczy. Applebaum tak charakteryzuje zgromadzone za pierwszym razem towarzystwo: "Większość z nas można było określić mianem konserwatystów, antykomunistów, czyli tego, co Polacy nazwaliby ogólnie prawicą". Wśród gości była Anita Gargas i był też Rafał Ziemkiewicz.
Wszyscy "wierzyli w demokrację, rządy prawa, mechanizmy kontroli i równowagi". W Polskę, która stanowiła integralną część współczesnej Europy. Panował optymizm. "Nasi przyjaciele odbudowywali kraj". W kilkanaście lat później część gości poparła kandydata na prezydenta, który wygrał wybory dzięki sloganowi "Polska w ruinie". W "Zmierzchu demokracji" autorka próbuje wyjaśnić, dlaczego takie hasła torowały drogę do władzy, jakie niepokoje zaspokajały.
"Z częścią moich ówczesnych gości trudno jest mi się dziś porozumieć" - pisze Applebaum i dodaje, że na ich widok przechodzi na drugą stronę ulicy. Ale tak dzieje się nie tylko z przyjaciółmi polskimi. Maria Schmidt nie była na przyjęciu w Chobielinie, była jednak zawziętą antykomunistką, autorką książek o węgierskim stalinizmie. Dziś jest dyrektorką Domu Terroru, muzeum zajmującego się historią totalitaryzmu na Węgrzech, które kiedyś przyznało Applebaum nagrodę. Maria Schmidt jest też gorącą zwolenniczką Orbana. Z Applebaum spotkała się niechętnie i mimo że dobrze zna angielski, rozmawiała z nią przez tłumacza. "Na swoim blogu regularnie publikuje długie, gniewne posty, w których pomstuje na Sorosa, na ufundowany przez niego Uniwersytet Środkowoeuropejski (...) nazwała mnie arogancką i niedouczoną".
Do bliskich znajomych Applebaum należał też Boris Johnson, dziś jeden ze sztandarowych polityków populizmu. Autorka poznała go w Brukseli, gdzie pracował jako korespondent "Daily Telegraph". Jak pisze Applebaum - "jego specjalnością były zabawne, częściowo zmyślone historyjki, oparte na jakimś ziarenku prawdy. Kpił z Unii Europejskiej i niezmiennie przedstawiał ją jako źródło regulacyjnego szaleństwa. Powtarzał fałszywe pogłoski, jakoby brukselscy biurokraci mieli zakazać piętrowych autobusów albo chipsów krewetkowych".
Zwodniczy urok autorytaryzmu ma według Applebaum swoje źródło w "tkwiącej w ludziach predyspozycji autorytarnej...".
"Autorytarne idee pociągają ludzi, którym przeszkadza złożoność, nie lubią podziałów, wolą jedność. Złości ich nagły szturm różnorodności" - powtarza Applebaum za australijską badaczką Karen Stenner. Z kolei polskich zwolenników autorytaryzmu charakteryzuje "resentyment, zazdrość, a nade wszystko przekonanie, że system jest niesprawiedliwy, nie tylko dla kraju, ale dla nich osobiście". I dlatego właśnie demokracja jest w odwrocie, a zdobycze technologiczne, w szczególności rozkwit technologii komunikacyjnych, podobnie jak kiedyś wynalazek druku, "przyczyniły się do powstania nowych podziałów, polaryzacji i zmiany politycznej". Musiało upłynąć kilka dziesięcioleci, nim nadeszło Oświecenie i świat odczuł błogosławieństwo rewolucji technologicznej i komunikacyjnej.
Tak prawdopodobnie będzie i tym razem - pociesza nas Applebaum. Trzeba jednak pogodzić się z faktem, że demokracja nie jest dana raz na zawsze. Że wsparta jest na aktywności obywateli, czyli domaga się wysiłku. Niestety, w dzisiejszej kulturze dominuje przeświadczenie, że ludzkość jest w stanie zbudować jakiś ideał. Co gorsza, taką obietnicę składa ludziom i nacierająca prawica, i pozostająca w defensywie lewica. Książka Applebaum ma tę zaletę, że niczego nie obiecuje, ale też - na szczęście - niczego nie przesądza.
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24