Ponad rok temu w TVN mówiliśmy o sytuacji rodzin rozdzielonych przez niemieckie instytucje opieki nad młodzieżą, tzw. Jugendamt. Jedna z osób, które wypowiadały się wtedy przed kamerami naszej telewizji, "wzięła prawo w swoje ręce" i porwała syna. Dziś jest poszukiwana przez policję w całej Europie. Do kobiety dotarli teraz dziennikarze "Rzeczpospolitej".
W 2007 roku w Parlamencie Europejskim pani Beata, dziś poszukiwana, opowiedziała dziennikarce TVN o swoim synu, z którym została rozdzielona z powodu decyzji niemieckich władz. Odebrano jej prawa rodzicielskie.
Z dzieckiem mogła spotykać się tylko na tzw. "widzeniach kontrolowanych", na których obowiązkowym językiem był niemiecki. Dlaczego? - Podano mi dwa powody: pierwszy, że to ja obstaję za swoim, że nadal chcę mówić z dzieckiem po Polsku. Drugim powodem była tzw. diagnoza, którą o mnie wystawiono - powiedziała.
Wtedy nie było jeszcze wiadomo, że sprawy potoczą się w tak dramatyczny sposób.
Wzięła prawo w swoje ręce
Dwa tygodnie temu dziewięcioletni syn Niemca i rozwiedzionej z nim Polki został porwany sprzed jednej ze szkół w Düsseldorfie - pisze w piątek "Rzeczpospolita".
Przed kilkoma dniami "Rzeczpospolitej" udało się dotrzeć do ukrywających się w Polsce uciekinierów. I chociaż jej synek Moritz nie zdaje sobie sprawy z zagrożenia, kobieta wie, że w każdej chwili może zostać zatrzymana.
– Dlaczego porwałam? Bo czuję się dyskryminowana przez niemieckie władze – tłumaczy dziennikarzom "Rzeczpospolitej".
Władze niemieckie utrudniały matce kontakt z synem
– To była jedyna szansa, żeby go zobaczyć, powiedzieć mu, kim jestem. Nie widziałam innej możliwości, choć wiem, że czeka mnie najgorsze – dodaje Polka.
Pani Beata zarzuca niemieckim władzom, że przez dwa lata uniemożliwiały jej kontakt z synem. Co gorsza, kobieta uważa, że została pozbawiona praw rodzicielskich tylko dlatego, że jest Polką.
Dlaczego porwałam? Bo czuję się dyskryminowana przez niemieckie władze Pani Beata - matka, ukrywająca się z synem w Polsce
Mąż widzi sprawę inaczej
Pomimo, że kobieta zarzuca byłemu mężowi i jego obecnej żonie (obydwoje to urzędnicy ministerialni rządu Nadrenii Północnej-Westfalii), że wykorzystywali wpływy, by pozbawić ją władzy rodzicielskiej, jej mąż przedstawia zupełnie inny scenariusz wydarzeń.
Ojciec Moritza uważa, że Beata sama zrezygnowała z widzeń z synem po decyzji, iż miałyby się one odbywać pod nadzorem urzędników - pisze "Rzeczpospolita".
Mężczyzna podkreślił, że wcześniej miała prawo do widzeń niekontrolowanych, ale wywierała naciski na syna, który miał odmówić spotkania z matką.
Niemieckie urzędy rozstrzygają zawsze na korzyść niemieckiego współmałżonka Olivier Karrer, założyciel organizacji francuskich rodziców walczących o swoje prawa
Politycy - pomóżcie
– Będę walczyć o moje dziecko – zapewnia Beata. Ma jednak żal nie tylko do niemieckich polityków, ale i do instytucji europejskich i polityków w Polsce. – Proszę polskich polityków, by coś zrobili. Żebym mogła się opiekować moim synem, a on miał prawo się uczyć polskiego i nie bał się przyznawać, że jest nie tylko Niemcem, ale też Polakiem – apeluje po raz kolejny.
Niestety spór o małego Moritza nie jest wyjątkiem. W Parlamencie Europejskim czeka około 200 podobnych skarg z całej Europy - pisze "Rzeczpospolita". – Niemieckie urzędy rozstrzygają zawsze na korzyść niemieckiego współmałżonka - podsumowuje Olivier Karrer, założyciel organizacji francuskich rodziców walczących o swoje prawa.
Niejako na potwierdzenie tych słów Lidia Jochimsen (jedna z poszkodowanych, która wystąpiła w 2007 roku przed Parlamentem Europejskim) powiedziała: - Wiem o wielu innych przypadkach, o wielu matkach, które nie mogą spotykać się z dziećmi, nie mogą porozumiewać się ze swoimi dziećmi w języku ojczystym, w języku polskim.
Źródło: "Rzeczpospolita"
Źródło zdjęcia głównego: tvn