Prokuratura bierze pod lupę los seniorów w jednym z warszawskich domów opieki i wszczyna z urzędu postępowanie wyjaśniające. Praktyki, do jakich miało dochodzić w placówce ujawnili reporterzy "Uwagi!" TVN. Według ich ustaleń, pensjonariuszy m.in. krępowano, nie zapewniono też zapezpieczeń chroniących przed upadkiem.
Nagrania z domu prowadzonego przez osoby prywatne dotarły do redakcji programu "Uwaga!". Z redakcją skontaktowała się też pielęgniarka, która tam pracowała.
- Jestem pielęgniarką z powołania. Mam dość warunków panujących w tym domu, dawania pacjentom jedzenia jak dla świń. Tam nie dba się o pensjonariuszy. Te warunki stwarzają zagrożenie dla ich życia – mówi pielęgniarka.
Szokujące
Najbardziej szokujące są jednak nagrania, na których widać m.in. skrępowanych pacjentów, przywiązanych do łóżka lub kaloryfera, kobietę, która spadła z niezabezpieczonego łóżka, nagą staruszkę przygotowywaną do kąpieli na podłodze w łazience.
Jak ustalili reporterzy "Uwagi!", jednego z pensjonariuszy, bez wiedzy i zgody rodziny, przeniesiono do niewielkiego trzyosobowego pokoju na poddaszu.
Pielęgniarka podkreśla, że wszelkie doniesienia pracowników są ignorowane przez dyrektorkę ośrodka.
Każdy działający w Polsce dom opieki dla osób w podeszłym wieku powinien mieć zgodę wojewody. Jednak tego domu nie ma w rejestrze urzędu wojewódzkiego. Urząd zapewnia, że podczas kontroli nie wykazano, żeby pensjonariuszom działa się krzywda. Wydano zalecenia pokontrolne, żeby dać właścicielom szansę na dostosowanie do standardów i wpisanie do rejestru.
- Ponieważ właściciel tego nie zrobił, została na niego nałożona kara w wysokości 20 tys. zł. Nie ma innych możliwości prawnych. Można tam zrobić kolejną kontrolę - tłumaczy Ivetta Biały, rzeczniczka prasowa wojewody mazowieckiego. Po interwencji dziennikarzy placówką zainteresował się sanepid. Niestety podczas nieobecności właścicielki domu, inspektorzy nie mogli wejść do środka. Sprawa trafiła też pod lupę prokuratury. W tej sprawie wszczęto z urzędu postępowanie wyjaśniające. Reporterka TVN24 pytała jak to możliwe, że placówka, która nie jest wpisana do rejestru funkcjonuje od kilku lat. - (Takie placówki) Są zakładane na zasadzie działalności gospodarczej. Często się zdarza, że właściciele unikają tego rejestru, bo mają świadomość, że nie stać ich np. na stworzenie windy (nierzadako oznacza to barierę architektoniczną uniemożliwiająco wpis do rejestru) - mówi rzeczniczka wojewody mazowieckiego. I dodaje, że jeżeli wojewoda dowiaduje się o prywatnej placówce, która nie jest w rejestrze stara się doprowadzić do jej zalegalizowania. - Wysyłamy tam kontrole, wydajemy zalecenia, wskazujemy, co powinno być zrobione, by taka placówka mogła działać oficjalnie - zapewnia Ivetta Biały.
Autor: mn//kdj/k / Źródło: Uwaga TVN
Źródło zdjęcia głównego: Uwaga TVN